W środę prezes PZPN Grzegorz Lato podpisał nową umowę z firmą Sportfive. Jak ogłoszono, za 100 milionów euro związek odstąpił firmie, której szefem na Polskę jest Andrzej Placzyński, na 10 lat prawa do transmisji telewizyjnych, a także marketingowych.

Reklama

Wątpliwości budzi niemal wszystko w tej całej historii - od absurdalnie długiego okresu, w którym obowiązywać ma kontrakt, poprzez całkowity brak transparentności i styl, w jakim został podpisany, aż do sumy, która według niektórych wcale nie jest tak korzystna dla związku.

Najmniej w tym wszystkim winien jest Sportfive. Placzyński jest niesamowicie skutecznym biznesmenem i właśnie przeprowadził interes życia. Cel uświęca środki. Szef Sportfive na Polskę cieszy się zresztą znakomitą opinią wśród środowiska piłkarskiego. Leo Beenhakker nazywa go Obamą (tylko on mógłby coś w naszym futbolu zmienić), a grupa skupiona wokół holenderskiego selekcjonera uważa, że to właśnie Placzyński byłby idealnym prezesem PZPN. "Nie mam żadnego zastrzeżenia do pana Placzyńskiego i Sportfive, który jest wiarygodnym i bardzo dobrym partnerem. Mam natomiast mnóstwo zastrzeżeń do tego, jak się zachował w całej sytuacji PZPN. Powinna być przeprowadzona rzetelna analiza finansowa, prawna itd." - mówi Jacek Masiota, jeden z dwóch członków zarządu, który głosował przeciwko kontraktowi. "Powinny być jasne kryteria, dostępne publicznie. Powinien być przetarg i publiczne otwarcie kopert. Wszystko wtedy byłoby jasne, a tak mnożą się wątpliwości".

Dyskusji nad podpisaniem kontraktu ze Sportfive nie było nawet w porządku obrad. Lato pojawił się na zarządzie z gotową umową. Zreferował ją ustnie, dość pobieżnie, rzucił kilka sum i zarządził głosowanie. Nie przedstawił żadnych opinii finansowych ani prawnych. Nie przedstawił oferty konkurencji - firmy UFA. Zresztą nawet gdyby chciał, pokazać by jej nie mógł, bo UFA nie dostała szansy takowej złożyć.

>>>"PZPN podpisał niekorzystną dla Polski umowę"

"To trochę tak jakby premier przyszedł na posiedzenie rady ministrów i gdzieś między dyskusją o służbie zdrowia a bezpieczeństwem energetycznym nagle oświadczył: wiecie co, wprowadzamy euro" - śmieje się Boniek.

Ulubieńcy ludu - czyli działacze PZPN - gładko jednak przyjęli tę informację. Z informacji „Dziennika” wynika nawet, że jednym z niewielu wniosków z sali było... zwiększenie pensji prezesowi Lacie do 50 tysięcy złotych miesięcznie. No skoro przyniósł do związku taką furę pieniędzy...

Reklama

Prawdopodobnie mógł jednak przynieść więcej, a może nawet znacznie więcej. Wystarczyło poważnie potraktować konkurencję - firmę UFA. W lutym doszło do pierwszego kontaktu z Nikolausem Von Doetinchem, szefem konkurencji - byłym zresztą pracownikiem Sportfive - i szefostwem związku. "Zrobiłem prezentację, która chyba się spodobała. Później byłem w ciągłym kontakcie z Latą, ale także Zdzisławem Kręciną i Adamem Olkowiczem. Dopytywałem, kiedy mam wysłać oficjalną ofertę do związku. Cały czas odpowiadali mi, że niedługo, że zajmą się ta sprawą za jakiś czas. A tu nagle w środę dowiaduję się, że podpisano wstępną umowę ze Sportfive. Nie dostałem nawet szansy złożyć oferty! A przecież z drugą ofertą w ręku Lato miałby znacznie silniejszą pozycję w negocjacjach. UFA daje tyle i tyle, dajcie więcej" - tak się przecież odbywają negocjacje biznesowe.

>>>PZPN sprzedał kadrę za 100 milionów euro

Z naszych informacji wynika, że jeszcze w środę do związku wpłynęła oficjalna oferta UFA - lepsza niż ta Sportfive, na którą ostatecznie przystano. Miała gwarantować 7 milionów euro rocznie wpływów. Lato zdążył jednak w obecności jednej kamery niszowej stacji TVP Info - dziennikarzy na zarząd za wielu nie przyszło, w końcu nic nie zapowiadało tego, co się wydarzy - podpisać już wstępną umowę ze Sportfive. I chociaż mediom powiedziano, że dokumenty opiewają na 100 milionów za 10 lat, nie do końca jest to prawdą. Umowa gwarantuje 60 milionów za 10 lat (6 rocznie). Czyli nawet gdyby pośrednikowi nie udało się nic sprzedać, to i tak sześć milionów PZPN wpadnie do kasy. Wszystko jednak, co uda im się sprzedać powyżej tych 6 rocznie, dzielone ma być według następującego schematu: 80 procent dla PZPN, 20 dla Sportfive. Skąd się więc w ogóle pojawiło te sto milionów? "Nie mam pojęcia. Chyba żeby dobrze wyglądało w mediach. W końcu to mnóstwo pieniędzy" - mówi Boniek.

Najbardziej kontrowersyjna - oprócz oczywistego braku jakiejkolwiek transparentności i przejrzystości - jest długość kontraktu. "Sam byłem zdziwiony, że PZPN chce sprzedać prawa do 2020 r." - mówi Von Doetinchem. "Nigdy w życiu takiego biznesu nie robiłem. Standardem jest sprzedawanie jednych eliminacji. Góra dwóch. Czyli dwa bądź cztery lata. Oczywiście się ucieszyłem, bo dla pośrednika to świetny interes. Startowaliśmy z bardzo niskiego pułapu, więc u nas ceny praw telewizyjnych i marketingowych wciąż idą w górę. Za 10 lat, to co zostało przedwczoraj podpisane nie będzie wiele warte" - dodaje.