"Kosecki wyrasta ponad innych, bo jest młody, ma świeże spojrzenie, nowe pomysły. Zrobił świetną karierę na zachodzie i wie, jak funkcjonuje profesjonalny futbol. Sądzę, że zrobiłby dużo dobrego" - mówi DZIENNIKOWI Radosław Gilewicz, były reprezentant kraju, obecnie piłkarz austriackiego Pashing. "Jednocześnie żałuję, że zawodnicy nie mają nic do powiedzenia w wyborach. Fajnie byłoby stworzyć taką grupę starszych, bardziej doświadczonych graczy i dać im część głosów. Mogliby być to kapitanowie drużyn ligowych lub wybitni reprezentanci" - dodaje.

"Tak naprawdę dla nas, piłkarzy, liczą się tylko Kasperczak i Kosecki. Są najbardziej kompetentni, wiedzą wszystko o futbolu w profesjonalnych ligach. I nie ciągną się za nimi żadne brzydkie sprawy" - twierdzi Marcin Mięciel, zawodnik PAOK Saloniki.

"Wydaje mi się, że ze wszystkich kandydatów to Kosecki jest jedynym, który rzeczywiście wprowadziłby coś nowego do związku. Człowiek obyty w świecie, z otwartą głową. W dodatku były piłkarz. Uważam, że już najwyższy czas, aby w PZPN rządził ktoś, kto wie, jak wygląda piłkarska szatnia" - mówi Andrzej Niedzielan, 17-krotny reprezentant kraju.

Tak samo wypowiada się praktycznie każdy. "Romek przerasta wszystkich innych o głowę. I jeśli liczymy na zmiany w związku, tylko on mógłby je wprowadzić. Bez tego całego układania się z innymi" - komentuje Grzegorz Szamotulski, bramkarz Sturmu Graz.

Jedynie wielkopolski duet - Piotr Reiss z Lecha Poznań i Piotr Świerczewski z Groclinu - ma trochę inne zdanie. "Romek Kosecki jak najbardziej tak, ale... jako wiceprezes. Chyba ma jeszcze za mało doświadczenia. Na czele związku widziałbym pana Kasperczaka, z którym pracowałem i wiem, że jest to człowiek niezwykle prawy" - mówi Świerczewski. "Kasperczak to doświadczenie i autorytet. Zagłosowałbym na niego, bo wydaje mi się, że ma duże szanse i taki głos mógłby się naprawdę liczyć. Plany Romka Koseckiego też są ciekawe. Duet Kasperczak prezes i Kosecki wiceprezes mógłby wiele dobrego wnieść. Najważniejsze to, aby wreszcie oddać piłkę piłkarzom. Przynajmniej tym najinteligentniejszym" - wtrąca Reiss.

Problem w tym, że piłkarze w czasie zjazdu nie mają zupełnie nic do powiedzenia. "A powinniśmy mieć swoją delegację" - twierdzi Marcin Burkhardt z Legii Warszawa. "Zawodnicy podpisują kontrakty, biorą udział w meczach, grają w kadrze, narażają swoje zdrowie. To, kto będzie ich prezesem, ma czasami wielkie znaczenie. W dodatku my, zawodnicy, jesteśmy najbardziej liczną grupą w piłce. Tymczasem jak przychodzi do wyborów, więcej zależy od sędziów, trenerów, działaczy" - tłumaczy.

"Każdy piłkarz, który miał styczność z PZPN, wie, ile tam trzeba zmienić. W związku zapadają niezrozumiałe werdykty, podejmowane są dziwne decyzje. Rządzą jakieś kliki. Zawodnik idzie coś załatwić, ale nie ma na to żadnych szans. Trafia na mur" - kręci głową Mięciel. "Ileż to było nieporozumień na linii zawodnicy – związek. Bo ciągle piłkarze są traktowani jak niedouczeni chłopcy do biegania za piłką" - dodaje Świerczewski.

Reklama

"Nie może być tak, że w kółko decydują ci sami ludzie w podeszłym wieku. Postawmy na młodość. Na ludzi, którzy wychowali się w demokracji, a nie w poprzednim systemie. Dajmy więc piłkarzom prawo podejmowania decyzji" - apeluje Reiss.

Jednym z niewielu zawodników, którzy wezmą udział w głosowaniu, będzie Radosław Majdan, bramkarz Pogoni Szczecin. Na zjazd delegował go klub. Już zapowiedział, że zagłosuje za Henrykiem Kasperczakiem lub Romanem Koseckim. "Nie interesują mnie ludzie, którzy na piłce chcą się tylko dorobić" - mówi.