To ten klub, przez ostatnie lata kojarzony raczej z zatęchłym stadionem i drużyną bez polotu, wyrasta na głównego faworyta ligi. I zamiast stęchlizny dziś mamy powiew świeżości. 27-letni prezes, 31-letni dyrektor sportowy i 36-letni trener budują perspektywiczną drużynę, która w ostatnich ośmiu meczach na dwadzieścia cztery możliwe do zdobycia punkty zgarnęła aż dwadzieścia, ogrywając w tym czasie Legię, Lecha i Kolportera. I trzeba sobie jasno powiedzieć - jest coraz bardziej możliwe, że latem do małego Lubina przyjedzie na przykład Real Madryt.
Zagłębie od paru lat było dość mocne, ale zarazem lekko odstraszające. Teraz też nie jest to klub marzeń, ale jego wizerunek zmienia się z każdym tygodniem. Niewielkie miasto w okolicach Wrocławia powoli zaczyna być postrzegane przez piłkarzy jako jedno z lepszych miejsc do gry. "I to mnie cieszy. Pierwszego dnia powiedziałem sobie, że jeśli w ciągu roku nic się nie zmieni i Zagłębie pozostanie takie szare, jak było, to odejdę. Na dziś takiej potrzeby nie ma" - mówi prezes Robert Pietryszyn.
Ma powody do dumy. Początkowo nie wiedział, w co się pakuje, a dziś jeździ na wyjazdowe mecze i z perspektywy loży VIP z satysfakcją obserwuje, jak jego zespół ogrywa najmocniejszych. On, w przeciwieństwie do Michniewicza, lubi szumne zapowiedzi. "Po to tworzymy te wszystkie upiększenia w Lubinie, myślimy na pół roku do przodu, żeby zdobyć mistrzostwo Polski i walczyć o kolejne. W klubie nie panuje żaden wirus, który rozłożyłby wszystkich na pół roku, więc dlaczego nie?" - pyta Pietryszyn.
I trudno odmówić mu racji – dlaczego nie? Zagłębie już raz mistrzem Polski było - szesnaście lat temu. Potem grywało też w europejskich pucharach i zdarzyło się nawet, że na stadion w Lubinie przyjechał AC Milan ze słynnym Roberto Baggio w składzie. To były jednak sukcesy na chwilę, bez solidnego fundamentu. A dziś właśnie nad fundamentem się wszyscy skupiają. Wkrótce zapadnie decyzja o budowie nowego stadionu. Powstanie też zakryte boisko ze sztuczną nawierzchnią. Do tego zatrudniono cały sztab ludzi – trenerów, fizjologów, dietetyków.
"Sukces, który osiągasz nieprzypadkowo, smakuje znacznie lepiej" - komentuje Michniewicz. To on był pomysłodawcą, aby zatrudnić w Lubinie na przykład Adama Fedoruka jako trenera od techniki. Były reprezentant Polski pracuje nad tym, by zawodnicy lepiej przyjmowali piłkę, poprawiali drybling. Sam przecież kiedyś był mistrzem tzw. chłopskiego zwodu, na który nabierała się cała liga. "Łukasz Piszczek powoli rozumie, o co w tym zwodzie chodzi. Wkrótce to pokaże w meczu" - mówi z satysfakcją Fedoruk.
Michniewicz dopowiada: "Fajnie pracuje się z tymi chłopcami. Nie są zmanierowani, chcą być lepszymi piłkarzami i robią wszystko w tym kierunku. Gdy zarządzam dodatkowy trening, to nie słyszę pytań: a po co, a na co? Chociaż mam też świadomość, że wszystko determinuje wynik. Gdy wyniku brak, to i entuzjazm spada". Jednocześnie Zagłębie nie kupuje gwiazd, tylko je kreuje. To zresztą jest filozofia Michniewicza – chce z każdego zawodnika wycisnąć, ile się da, zamiast kupować nowych graczy za grube miliony. "Kiedyś już Zagłębie kupiło pięciu bardzo drogich piłkarzy, m.in. Moskalewicza i Zająca. I spadło z ligi" - tłumaczy. To dlatego zimą nie chciał zbyt wielu transferów.
Głównym sponsorem klubu pozostaje KGHM. Budżet na ten rok wynosi dwadzieścia milionów złotych, ale jeśli uda się osiągnąć sukces, miedziowy kombinat dopłaci co najmniej trzy miliony. "Mistrzostwo i wicemistrzostwo uznamy za wynik atrakcyjny. W sporcie jest ten problem, że 90 procent wyniku to efekt pracy, a 10 procent to szczęście. W normalnym biznesie szczęście się nie liczy" - mówi Pietryszyn. Dodaje też: "Na początku słyszałem tylko, że nie da się, nie można, nie ma szans. Ja tego tak nie czułem i robiłem wiele rzeczy na przekór. Zadziałało. Okazuje się, że prawa, które sprawdzają się w zarządzaniu normalną spółką, tak samo funkcjonują w spółce sportowej".
Jak głęboko do kieszeni sięgnie prezes, jeśli jego zespół wywalczy mistrzostwo? We wczorajszym „Dzienniku” napisaliśmy, że w ciągu pierwszych dwóch wiosennych kolejek piłkarze zgarnęli premie w wysokości 450 tysięcy złotych. "Nie mamy premii sezonowej, płacimy za kolejne mecze. I na te premie meczowe wydajemy rocznie dwa razy tyle co następny pod tym względem polski klub. Moim piłkarzom opłaca się dobrze grać i oni o tym wiedzą" - mówi. Mimo tych słów w klubie spekuluje się, że w przypadku pierwszego miejsca Pietryszyn coś zawodnikom dorzuci. "Złotem ich obsypywać nie będę. Bo wie pan, oni tyle zarabiają, że musiałbym raczej platyną, żeby to zrobiło wrażenie" - dodaje prezes.
Problem z Zagłębiem jest taki, że w dużej mierze jest to klub polityczny. Dziś rządzi PiS, ale kolejne wybory za 2,5 roku. Co potem? "Ten czas wystarczy, żeby zbudować tu naprawdę mocny klub" - nie ma wątpliwości Pietryszyn. Michniewicz też nie ma wątpliwości, ale woli dmuchać na zimne. "Nowego stadionu nie mamy, ale... mamy mieć. Nowe boiska treningowe też mamy mieć. I z mistrzostwem jest podobnie – mamy mieć. Ale czy naprawdę zdobędziemy tytuł, nie wiadomo. Do końca ligi daleko. Poza tym inaczej gra się teraz, a inaczej, gdy dodamy ogromną presję na ostatniej prostej. Na razie jest fajnie, ale jeszcze przyjdą trudne momenty. I wtedy zobaczymy, kto jest kto" - mówi trener.
Na koniec puentuje: "Kiedyś Lech wygrał dwa pierwsze mecze i skandowano „Mistrz, mistrz Kolejorz”. Potem przegraliśmy kolejne pięć spotkań. Dlatego teraz nie chcę opowiadać dziś bajek. W bajkach najlepszy jest Andersen. Ja jestem Michniewicz i obiecuję krew, pot i łzy. Wszystko, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik".