Ocieplenia stosunków nie widać, bo PZPN wciąż traktuje zawodników, jak średnio rozgarniętych chłopców, którzy mają biegać za piłką i siedzieć cicho. "Gdybym ja był selekcjonerem, żaden z piłkarzy, którzy nie chcą podpisać tego oświadczenia, nie zagrałby w reprezentacji! Gdyby nie kadra, Żurawski nie grałby w Celtiku" - grzmiał w nocy z niedzieli na poniedziałek Jerzy Engel, wiceprezes PZPN.
Chodzi o dokument, w którym reprezentanci mieliby zrzec się praw do wizerunku na rzecz związku i jego sponsorów. "Ale czasy Korei, gdzie szantażowaliście zawodników już się skończyły" - odparł Damian Raciniewski, pełnomocnik prawny reprezentantów Polski. W Sheratonie miało dojść do wypracowania kompromisu. Jednak dojść nie mogło, bo PZPN nie traktuje drugiej strony, jak partnerów do rozmowy.
Najpierw przedstawicielom zawodników (zgodę na reprezentowanie całej kadry dała rada drużyny - Maciej Żurawski, Michał Żewłakow, Jacek Bąk i Jacek Krzynówek) kazano półtorej godziny czekać pod drzwiami, wraz z prezesem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Piłkarzy Markiem Piętą, którego też początkowo nie wpuszczono na salę.
Potem okazało się, że wprowadzono ich w błąd mówiąc, iż „spotkanie będzie kameralne” i „lepiej przyjechać bez prawników”. W środku siedziało ponad dwadzieścia osób, w tym prawnicy Telekomunikacji Polskiej SA. A z czasem robiło się coraz weselej...
PZPN postanowił poprosić o pomoc w rozwiązaniu problemu Theo van Seggelena, sekretarza generalnego FIFPro, czyli jedynego zawodowego związku piłkarzy, którzy podpisał umowę z FIFA. Liczono, że Holender poprze PZPN, ale niesamowicie się sparzono. Van Seggelen przygotował opinię prawną, w której czytamy:
- W przypadku komercyjnego wykorzystania przez strony trzecie, nazwisk oraz/lub wizerunków zawodników grających w polskiej kadrze narodowej, konieczne jest ich pozwolenie na takie działanie.
- Bez pozwolenia piłkarzy, PZPN lub podmioty mające podpisaną z PZPN umowę, nie są upoważnieni do komercyjnego wykorzystania nazwisk lub wizerunków piłkarzy kadry narodowej.
- PZPN ma prawo wykorzystać drużynę narodową jako całość, w swoich własnych środkach komunikacji. Nie oznacza to wykorzystania w celach komercyjnych.
- PZPN może tylko przekazać prawo do wykorzystania wizerunku kadry narodowej jako całości (co najmniej 11 zawodników w stroju sportowym lub swobodnym ubraniu) w swoich środkach komunikacji na rzecz sponsorów głównych, ale tylko jeśli z góry ustalony zysk takiego sponsora zostanie zrekompensowany piłkarzom. Wielkość sumy powinna zostać ustalona przez radę drużyny.
W druzgocącym dla PZPN dokumencie jedyne fragmenty choć trochę pozytywne dla związku mają następujący przekaz: piłkarz powinien dążyć do kompromisu i brać pod uwagę interes związku, czyli nie jest wskazane, by odmawiał współpracy bez uzasadnionych przyczyn.
Ale gdzie indziej trafiamy na jeszcze jeden bardzo interesujący zapis: „Jeśli sponsor chce wykorzystać komercyjne prawa kadry narodowej jako całości, jak również nazwiska i/lub logo PZPN i na odwrót, w takiej sytuacji PZPN jak również rada drużyny muszą udzielić swojej zgody. Z zysków ... procent należy do PZPN oraz ... procent do piłkarzy”. W wykropkowane miejsca trzeba oczywiście wpisać ustalone wcześniej liczby.
W Holandii, gdzie mieszka van Seggelen, przyjęto, iż jeśli sponsor wykorzystuje wizerunek piłkarzy, to osiemdziesiąt procent sumy trafia do piłkarzy, a dwadzieścia procent do związku. Telekomunikacja Polska SA płaci około 10 milionów złotych rocznie. Czyżby więc piłkarze stracili na wesołej działalności PZPN osiem milionów?
Van Seggelen miał w poniedziałek rano porozmawiać z zawodnikami i opowiedzieć im o prawach reprezentantów. Jednak kiedy okazało się, iż głosi - zdaniem PZPN - herezje, spotkanie odwołano. Mało tego. Niedzielne negocjacje z udziałem wszystkich stron zakończyły się około północy. Wówczas ustalono, iż stworzone zostaną grupy robocze, które wypracują kompromis w sprawie karty reprezentanta i oświadczeń podpisywanych przez graczy. Dokumenty w obecnej formie były kompletnie nie do zaakceptowania dla pełnomocników kadrowiczów.
I co? W poniedziałek z samego rana Engel spotkał się z zawodnikami i... kazał im podpisywać oświadczenia w dotychczasowej formie. A oświadczenia te, to taka karta reprezentanta w miniaturze – też zabierają zawodnikom prawa do wizerunku.
"Wniosek główny po naszym spotkaniu jest taki, że PZPN za wszelką cenę chce kontynuować taką formę działalności, jak do tej pory. Próbuje się na piłkarzach coś wymuszać, podchodzi się ich podstępem. Jest to niesmaczne i mija się z kanonami biznesu. W czasie kilkugodzinnej rozmowy zabrał głos Leo Beenhakker i poprosił, by wszystko to jak najszybciej zakończyć, bo nikt nawet nie wie, jak dużo wysiłku kosztuje go utrzymanie dobrej atmosfery w zespole. Tylko, że to nie z naszego powodu ta sprawa się ciągnie. Związek po prostu musi zrozumieć, że dotychczas nie postępował właściwie, a czasy się zmieniają" - mówi Raciniewski, pełnomocnik prawny kadrowiczów.
Ale PZPN wciąż chce raczej rozmawiać z pozycji siły. Kilka miesięcy temu Jerzy Engel zadzwonił do Żurawskiego i powiedział, że jeśli nie podpisze karty reprezentanta, to nie dostanie premii za mecze z Portugalią i Belgią...