Wojcieszyński w powietrznym pojedynku został przypadkowo uderzony w tył głowy przez Wojciecha Reimana. Napastnik Górnika padł jak rażony gromem i zaczął się dusić "Obaj piłkarze leżeli, ale mój kolega był bardziej poszkodowany. Po uderzeniu w potylicę dostał drgawek, nie mógł złapać powietrza, a do tego doszedł szczękościsk" - relacjonuje całe zdarzenie Lipecki, od stycznia magister rehabilitacji krakowskiej AWF i jednocześnie ratownik WOPR.

"Wojtek leżał nieprzytomny, choć oczy miał otwarte. Przytrzymałem mu język, by się nie udusił. To rutynowe czynności, jak przy epilepsji" - opowiadał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" bohaterski zawodnik. Jak sam przyznał, była to jego pierwsza interwencja na potrzebującym pomocy człowieku. Wcześniej ćwiczył na manekinach lub kolegach ze studiów.

Poszkodowany piłkarz zna całą sytuację jedynie z opowieści kolegów. "Nic nie pamiętam. Straciłem przytomność po ostrym starciu i obudziłem się w szpitalu" - wspomina. W rzeszowskim szpitalu, do którego trafił, doszedł do siebie na tyle szybko, by wraz z zespołem wrócić do Krakowa. Tomografia i rentgen nie wykazały żadnych zmian, ale piłkarz wciąż nie rusza się z domu.