I to pracować znacznie ciężej niż Descarga, który nawet nie łapie się do pierwszego składu drużyny z Warszawy, bo podobno ma zaległości treningowe. Zresztą nie tylko on dostaje ogromne pieniądze tylko za trenowanie. Podobnie wygląda sytuacja z Mikelem Arrubarreną - kolejnym Hiszpanem bez formy zgarniającym 230 tysięcy euro ze sezon gry w Legii.
Trzeba jednak zaznaczyć, że Polska nie jest jeszcze rajem finansowym dla piłkarzy i prawdopodobnie długo nie będzie. Co innego Anglia. Tam dysproporcje pomiędzy zarobkami zwykłych ludzi, a najlepszych kopaczy są już zatrważające. Najlepiej zarabiający piłkarze, tacy jak Frank Lampard czy John Terry otrzymują rocznie na konto blisko 7 milionów funtów.
Harujący jak wół robotnik z doków może liczyć zaledwie na 21 tysięcy funtów rocznie. Aby dogonić w zarobkach najlepszych piłkarzy musiałby pracować 330 lat! Nie dziwi więc, że kibice z Wysp już od dawna postulują do władz Premiership, aby znacznie ograniczyły zarobki futbolistów. I mają racje, ponieważ w przypadku Anglii dysproporcja finansowego bytu pomiędzy piłkarzem a zwykłym kibicem jest zatrważająca - pisze "Fakt".
W przypadku naszego kraju do angielskiego eldorado jeszcze spora droga. Choć najlepsi zarabiają krocie, to tak naprawdę są oni szczęśliwcami. Dlaczego? W Polsce zarejestrowanych jest ponad 180 tysięcy piłkarzy. Z tak ogromnej rzeszy tylko 10 z nich zarabia ponad 200 tysięcy euro rocznie. Mało tego, ponieważ z tej dziesiątki, tylko 4 z nich jest Polakami!
Prawdziwa polska rzeczywistość piłkarska nie jest tak różowa, jak ta angielska. Już w niższych ligach piłkarze nie zarabiają wiele. Warto przytoczyć przykład Stali Głowno. Zespół, który w zeszłym sezonie grał w 3. lidze nie należał do tych, którzy lubią dużo płacić. W kadrze drużyny grało kilku zawodników z Nigerii. Otrzymywali oni 800 złotych miesięcznie. Z tego jasno wynika, iż każdy z nich musiałby pracować blisko 110 lat, aby dostać to, co najlepsi nasi ligowcy dostają w ciągu zaledwie 1 roku.