Długie miesiące w roli liderów rankingu FIFA, czołowi piłkarze z najlepszych klubów świata i opinia najwspanialszego pokolenia w historii kraju - wydawało się, że mistrzostwo świata lub Europy dla Belgii to kwestia czasu.

Romelu Lukaku, Kevin De Bruyne, Eden Hazard, Thibaut Courtois, Axel Witsel - takie nazwiska, otoczone innymi znakomitościami, miały być gwarancją sukcesów. Ostatecznie skończyło się na ćwierćfinale MŚ 2014 i brązowym medalu MŚ 2018 oraz na ćwierćfinałach Euro 2016 i kolejnym - przełożonym na 2021 rok z powodu pandemii.

Reklama

Trener Czesław Michniewicz 7 czerwca - dzień przed meczem Polaków w Brukseli w Lidze Narodów - mówił, że Belgia ma najlepszych piłkarzy na świecie. Ale to nie znaczy, że ma najlepszą drużynę świata – dodał wówczas.

Reklama

Te słowa w przypadku Belgów okazały się na mundialu w Katarze prorocze, ale zanim do tego doszło, biało-czerwoni przegrali z nimi 1:6.

Słaby występ Belgii w Katarze

W Katarze reprezentacja prowadzona przez Hiszpana Roberto Martineza wygrała tylko jeden mecz (z Kanadą 1:0) i nie wyszła z grupy. W mediach najwięcej było informacji o kłótniach między piłkarzami. Po sportowej katastrofie z kadrą rozstał się selekcjoner.

"Odejście Martineza zbiega się z prawdopodobnym rozpadem belgijskiego +złotego pokolenia+" - napisała agencja AP.

Jakby na potwierdzenie tych słów, wkrótce zakończenie kariery w kadrze ogłosił Eden Hazard. Pokolenie następców jest już gotowe. Dziękuję za miłość, niezrównane wsparcie, za dzielenie ze mną tego szczęścia od 2008 roku. Będę tęsknił - napisał zawodnik Realu Madryt, którego agencja Reutera nazwała "kotwicą i ostoją złotego pokolenia Belgów".

Reklama

W przeszłości również zdarzały się piłkarskie generacje, które wygrywały seryjnie i wręcz ośmieszały rywali swoimi umiejętnościami, ale nie wznosiły pucharów za sukcesy w reprezentacji.

W latach 50. dominowała na świecie "Złota jedenastka" Gusztava Sebesa, czyli bijąca rekordy goli i zwycięstw reprezentacja Węgier. Legendarny Ferenc Puskas, Guyla Grosics, Sandor Kocsis, Jozsef Bozsik, Nandor Hidegkuti, Zoltan Czibor – te nazwiska znali wówczas wszyscy fani futbolu.

Od maja 1950 do lipca 1954 roku Węgrzy nie ponieśli porażki w 32 kolejnych meczach. Pokonali m.in. Anglię na Wembley 6:3 w listopadzie 1953 roku, kończąc pewną epokę w historii "Synów Albionu" i przyspieszając reformę taktyczną tamtejszego futbolu. Pół roku później pokonali u siebie Anglików jeszcze wyżej – 7:1.

Mistrzostw Europy wtedy jeszcze nie rozgrywano (o pierwszy tytuł rywalizowano w 1960 roku), więc ukoronowaniem popisów Madziarów miały być mistrzostw świata w 1954 roku w Szwajcarii.

Piłkarze Sebesa pojechali tam jako mistrzowie olimpijscy. W 1952 roku w Helsinkach nie mieli sobie równych, a skalę ich możliwości pokazywały wyniki - zwłaszcza 7:1 w ćwierćfinale z Turcją i 6:0 w półfinale ze Szwecją. W finale pokonali 2:0 Jugosławię.

Przez mundial 1954 w Szwajcarii również szli jak burza. 9:0 z Koreą Południową, 8:3 z RFN, 4:2 w ćwierćfinale z Brazylią i 4:2 w półfinale z Urugwajem.

Węgry jako faworyt

Do meczu o złoto z RFN przystępowali jako zdecydowani faworyci, zwłaszcza mając w pamięci ich zwycięstwo w fazie grupowej nad tym rywalem. W dniu finału okoliczności jednak sprzyjały Niemcom, którzy tym razem zagrali w silniejszym składzie niż wcześniej. Od rana w Bernie padał deszcz, a wiadomo, że grząska murawa (wówczas o takich boiskach jak dzisiaj nikt nie śnił) sprzyjała drużyn technicznie słabszej, grającej mniej kombinacyjnie.

Podopieczni Sebesa szybko jednak zdobyli dwie bramki i wydawało się, że losy finału zostały rozstrzygnięte.

"Obrońca Jeno Buzanszky powiedział później, że cała drużyna była już pewna zwycięstwa i przyszedł czas na grę pokazową. Węgrzy mieli taką zasadę, którą stosowali w spotkaniach ze słabszymi przeciwnikami: do 2:0 gramy kolektywnie, a potem się bawimy. W okresie tej zabawy Niemcy wyrównali straty. (...) +Od tego momentu zaczęliśmy się bać – wspominał Buzanszky. – To, co do tej pory, przez cztery lata, robiliśmy z zamkniętymi oczami, przestało nam wychodzić+" – pisał Stefan Szczepłek w książce pt. "Moja historia futbolu. Tom 1 – Świat" (Warszawa, 2007, wydawca "Presspublica sp. z o.o.").

Wynik 2:2 utrzymał się do 84. minuty. Wówczas Helmut Rahn zdobył bramkę (swoją drugą w tym meczu) i zapewnił niemieckiej drużynie niespodziewany triumf. Trzy minuty później sędzia nie uznał gola Puskasa, dopatrując się spalonego. Wynik przeszedł do historii jako "Cud w Bernie".

Po rewolucji na Węgrzech w 1956 roku "Złota jedenastka" praktycznie przestała istnieć.

Reprezentacja Holandii

Na przełomie lat 60. i 70. piłkarski świat dowiedział się o futbolu "totalnym". Taką taktykę, w której zacierał się podział na konkretne pozycje i formacje, opartą na świetnym przygotowaniu fizycznym i ciągłym pressingu, stosował wówczas trener Ajaksu Amsterdam, a w 1974 reprezentacji Holandii Rinus Michels.

Wykonawców swojej taktyki miał wybitnych: uważanego za jednego z najlepszych piłkarzy w historii Johana Cruyffa, Johana Neeskensa, Ruuda Krola, Johnny'ego Repa, Roba Rensenbrinka czy braci Rene i Willy'ego van de Kerkhofów.

Ale nawet takim artystom futbolu nie udało się zdobyć złotego medalu. Skończyło się na drugim miejscu w mistrzostwach świata 1974 (po tym turnieju Michels rozstał się z kadrą) i również drugim na mundialu w 1978 (pod wodzą Austriaka Ernsta Happela), przy czym w Argentynie nie było już Cruyffa. Między tymi turniejami Holendrzy zdobyli "tylko" brąz Euro 1976, gdy selekcjonerem był George Knobel.

Nie brakuje fachowców, którzy za najwspanialszą-niespełnioną generację piłkarską w historii uważają brazylijskich artystów futbolu z końcówki lat 70. i pierwszej połowy lat 80. Zico, nazywany w Europie "Białym Pele", a także Socrates, Falcao, Eder czy Toninho Cerezo zachwycali wtedy piłkarski świat.

Wybitna ofensywa to za mało

Imponujący zestaw gwiazd nie wystarczył jednak do triumfu w mundialu, bo wybitna ofensywa to za mało, jeśli takiej jakości brakuje w bramce i obronie.

Zico i Toninho Cerezo zdobyli brąz MŚ w 1978, a cała piątka zagrała w MŚ 1982. Na boiskach w Hiszpanii zachwycali w pierwszej fazie grupowej, zdobywając w trzech meczach komplet punktów. Drugą rundę (wówczas nie rozgrywano fazy pucharowej) podopieczni trenera Tele Santany zaczęli od popisu w wygranym 3:1 meczu z Argentyną, ale w spotkaniu z Włochami – decydującym o awansie do półfinału – przegrali 2:3, po trzech golach Paolo Rossiego.

To spotkanie, rozegrane na stadionie Sarria w Barcelonie, uchodzi do dzisiaj za jedno z najsłynniejszych w historii mistrzostw świata. Brazylia płakała, a osuszenie łez – przynajmniej w pewnym sensie – nastąpiło kilkanaście lat później, gdy arenę tego meczu wyburzono i postawiono tam osiedle mieszkalne...

Od ponad pół wieku, od triumfu na swoich stadionach w 1966 roku, złotego pokolenia nie mogą doczekać się Anglicy. W tym czasie mieli wielu znakomitych piłkarzy, ale chyba najlepszych w drugiej połowie lat 90. i na początku 21. wieku, gdy w reprezentacji kraju grali m.in. Alan Shearer (po nim Wayne Rooney), Michael Owen, David Beckham, Paul Scholes, Steve McManaman, Phil i Garry Nevillowie czy Rio Ferdinand.

Historia reprezentacji Polski na turniejach

Swój rozdział w historii niespełnionych pokoleń mają też m.in. Polacy. Obecność w kadrze na mundial 1978 tercetu Kazimierz Deyna, Zbigniew Boniek, Włodzimierz Lubański nie zapewniła biało-czerwonym miejsca w czołowej czwórce, choć Deyna i Boniek mogą czuć się piłkarsko spełnieni.

Legendarny pomocnik Legii Warszawa zajął trzecie miejsce w 1974 roku, a "Zibi" - gwiazda Widzewa Łódź, a później Juventusu Turyn i Romy – powtórzył ten wyczyn w 1982. Natomiast Lubański nie wystąpił w MŚ 1974 z powodu ciężkiej kontuzji.

Tak jak są genialne pokolenia piłkarzy bez złotych medali MŚ, tak są również fenomenalne jednostki, które nie dostąpiły tego zaszczytu. Na mundialu w Katarze 37-letni Cristiano Ronaldo płakał jak dziecko, schodząc do szatni po ćwierćfinałowej porażce 0:1 z Marokiem. Na pocieszenie pozostaje mu złoto Euro 2016.

Od 18 grudnia wiadomo, że mundialowego losu znakomitego Portugalczyka i wielu innych piłkarzy nie podzieli Lionel Messi.

To marzenie każdego z dzieciństwa. Miałem szczęście, że osiągnąłem wszystko w karierze, a ten jeden puchar, którego brakowało, jest tutaj. Spójrzcie, jakie to trofeum jest cudowne. Tak bardzo tego pragnąłem. Było coraz bliżej...– powiedział słynny Argentyńczyk po finałowym zwycięstwie MŚ 2022 nad Francją w rzutach karnych.

Maciej Białek