Ligowy klasyk tym razem nie przyciągnął tłumów. Stadion przy ul. Bułgarskiej świecił pustkami; na trybunach zasiadło niespełna 12 tysięcy widzów. Jeszcze dwa-trzy lata temu przyjazd warszawskiej drużyny wypełniał poznański obiekt do ostatniego miejsca.

Reklama

W pierwszym kwadransie gospodarze grali bardzo niepewnie, dużo biegali, ale nie potrafili dłużej się utrzymać przy piłce. Legia sprawiała wrażenie, że kontroluje przebieg spotkania, choć przez długie minuty grała "na stojąco", czekając na to, co zrobi przeciwnik.

A podopieczni trenera Dariusza Żurawia niewiele byli w stanie wskórać pod bramką Radosława Cierzniaka. Inna sprawa, że wobec kontuzji Christiana Gytkjaera, Lechowi brakowało argumentów w ofensywie. Obecnie jedynym napastnikiem w kadrze "Kolejorza" jest zbierający dopiero doświadczenie w ekstraklasie 21-letni Rosjanin Timur Żamaledtinow.

Mistrzowie Polski swoich szans szukali w kontrach. W 19. powinno być 1:0 dla Legii, znakomicie piłkę w pole karne dograł Michał Kucharczyk, a Dominik Nagy miał tylko dostawić nogę. Węgier spóźnił się jednak o ułamki sekund.

Czas pracował na korzyść lechitów, którzy przejęli inicjatywę i coraz odważniej atakowali, jednak zagrania Macieja Makuszewskiego czy Wołodymyra Kostewycza były mało precyzyjne i nie trafiały do kolegów z zespołu.

Reklama

Goście z kolei dość łatwo stwarzali sobie dogodne okazje i jeszcze przed przerwą mieli dwie znakomite sytuacje. Dwukrotnie Carlitos stanął przed szansą na gola, ale w sytuacji sam na sam z Jasminem Buricem posłał piłkę tuż obok słupka. Potem bośniacki golkiper znakomicie spisał się po strzale Hiszpana.

Początek drugiej odsłony to dość zmasowane ataki Legii, ale poznaniacy przetrzymali ten napór. Pomocna dla nich okazała się kilkuminutowa przerwa, którą musiał zarządzić sędzia Jarosław Przybył po odpaleniu rac przez kibiców gości. Po wznowieniu gry kilka ładnych akcji przeprowadzili lechici, niezłej sytuacji nie wykorzystał Żamaledtinow.

Spotkanie się wyrównało, legioniści znów zaczęli dyktować, ale gospodarze mądrze się bronili i to oni z kolei szukali szans w kontratakach. Tempo widowiska mogło się podobać, mało było klarownych sytuacji.

Prawdziwe emocje zaczęły się 10 minut przed końcem spotkania. Obrońcy Legii najwyraźniej zlekceważyli Marchwińskiego, który na boisku pojawił się kilka minut wcześniej. Młody piłkarz Lecha wyłuskał piłkę przed polem karnym i precyzyjnym uderzeniem z linii pola karnego pokonał Cierzaniaka.

Goście rzucili niemal wszystkie siły pod bramkę Burica, co otwierało Lechowi okazje do kontr i podwyższenia wyniku. Akcje przenosiły się spod jednego pola karnego pod drugie, gospodarze bronili się momentami rozpaczliwie, a czasami bardzo szczęśliwie. Szkoleniowiec warszawian Aleksandar Vukovic tuż przed upływem regulaminowego czasu gry nie wytrzymał nerwowo i po kłótni z arbitrem wylądował na trybunach.

W końcówce spotkania kilka razy było gorąco w polu karnym "Kolejorza", Sebastian Szymański mógł doprowadzić do wyrównania, ale Buric nie dał się zaskoczyć.

Lech Poznań - Legia Warszawa 1:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Filip Marchwiński (81)
Żółta kartka - Lech Poznań: Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak. Legia Warszawa: Cafu, Marko Vesovic
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)
Widzów: 11 935
Lech Poznań: Jasmin Buric - Robert Gumny, Thomas Rogne, Rafał Janicki (97. Mateusz Skrzypczak), Wołodymyr Kostewycz - Maciej Makuszewski (79. Tymoteusz Klupś), Pedro Tiba, Joao Amaral (73. Filip Marchwiński), Maciej Gajos, Kamil Jóźwiak - Timur Żamaletdinow
Legia Warszawa: Radosław Cierzniak - Marko Vesovic, William Remy, Inaki Astiz, Adam Hlousek - Michał Kucharczyk (66. Sandro Kulenovic), Cafu, Iuri Medeiros (46. Sebastian Szymański), Domagoj Antolic, Dominik Nagy (85. Miroslav Radovic) - Carlitos