Wygrana z Francją nie przyszła wam łatwo.

Wierzyliśmy w zwycięstwo. Raul Lozano zmienił naszą mentalność. Zaufał nam, a my jemu i są tego efekty. Znamy swoją wartość. Jesteśmy mocnym zespołem.

W Lidze Światowej jesteście niepokonani, wygraliście trzynaście meczów z rzędu.

Nadal jednak uważam, że to Brazylijczycy są najmocniejsi. W ubiegłorocznej Lidze Światowej też na początku ulegli Bułgarom, a potem wygrali cały turniej. Co nie znaczy, że nie walczymy tu o najwyższy cel. Na razie jednak za wcześnie o tym mówić. Koncentrujemy się na najbliższym spotkaniu z USA.

Jak może ono wyglądać?
To będzie twarda, męska gra. Amerykanie grają siłową siatkówkę i na pewno nie będzie łatwiej niż w spotkaniu z Francuzami. Ale kilku zawodników USA występuje w polskiej lidze, znamy się dobrze i wiemy, na co ich stać.

W meczu z Francją wszedł pan na boisko jako rezerwowy i poprowadził zespół do zwycięstwa...
... starczy, starczy. Nie róbcie ze mnie bohatera, bo wszyscy spisywali się świetnie.

Ale to pana nazwisko skandowało dziesięć tysięcy ludzi w Spodku...
Widocznie kibicom bohaterowie są potrzebni. Tym razem wybrali mnie. Cieszę się, że nie zawiodłem kolegów. Tym bardziej, że Francuzi grali bardzo dobrze, kontrolowali spotkanie i byli bliscy zwycięstwa. My jednak potrafiliśmy się podnieść i ich pokonać.

Na najlepszego gracza meczu wybrano jednak Francuza Antonina Rouziera, a nie pana?
Za stary już jestem, by przejmować się takimi rzeczami. Fajnie było, że kibice mnie docenili.

Miał pan podwójne powody do świętowania. Wygrana i dzień później 29. urodziny. Jak pan je obchodził?
W hotelowym pokoju. Toastów żadnych nie było. Jak nie musimy, to nie wychylamy nosów z hotelu. Jesteśmy jak w zamkniętej twierdzy. Ale to dobrze, bo nic nas nie rozprasza.

Reklama

Jak czuł się pan po meczu z Francją?
Byłem strasznie zmęczony. Nie udało mi się zasnąć do trzeciej w nocy. Dudniło mi w uszach i nie mogłem pozbierać myśli. Takie mecze długo siedzą w głowie.

Potrafi pan zmobilizować kolegów, gdy sytuacja na boisku jest niewesoła. Podobnie było podczas mistrzostw świata, gdy przegrywaliście 0:2 z Rosją. Wszedł pan na boisko i awansowaliście do półfinału.
Cieszę się, że się sprawdzam. Takie mecze to podwójne wyzwanie. Raz wychodzą, a raz nie. Teraz miałem większe obawy, bo przez miesiąc nie grałem z powodu kontuzji.

Wielu fachowców uważało, że z tego powodu w składzie na finał Ligi Światowej zamiast pana będzie Robert Prygiel. Jak pan to odbierał?

Czekałem z niepokojem na ogłoszenie składu. Miałem tak długą przerwę, że prawie zapomniałem jak gra się w siatkówkę. Dlatego jestem wdzięczny trenerowi, że mi zaufał. Wszedłem na boisko, bo Mariusza łapały skurcze. Ale to on jest numerem jeden na pozycji atakującego. Ja tylko staram się go zastępować, gdy jest taka potrzeba.