Udany występ na trawiastych kortach w Wimbledonie (pula nagród 16,1 mln funtów) zapewnia jej drugie miejsce w rankingu WTA Tour.

W Londynie po raz pierwszy Radwańska wystąpiła w wielkoszlemowym półfinale. W sobotę rywalką 23-letniej krakowianki będzie triumfatorka pojedynku Amerykanki Sereny Williams z Białorusinką Wiktorią Azarenką, której zwycięstwo w tym meczu pozwoli wrócić na fotel liderki klasyfikacji tenisistek.

Reklama

Krótko przed godziną 13 w Loży Królewskiej na Korcie Centralnym The All England Lawn Tennis and Croquet Club pojawił się książę Kentu, honorowy prezes wiekowego klubu mieszczącego się przy Church Road. To osoba, która tradycyjnie wręcza w drugi weekend turnieju trofea zwycięzcom Wimbledonu. Pierwszy z czwartkowych półfinałów oglądał też szef Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF) Francesco Ricci Bitti.

Skromniej nieco wyglądał "Player's Box" krakowianki, w którym podobnie jak w poprzednich jej meczach znaleźli się matka Marta, trener Tomasz Wiktorowski, były menedżer sióstr Radwańskich - Wiktor Archutowski oraz grupa przyjaciół i przedstawicieli sponsorów. Nową twarzą w tym gronie był Wojciech Fibak, który w Londynie pojawił się dopiero w środę wieczorem.

Zabrakło natomiast młodszej siostry Urszuli, która dzień wcześniej poleciała do domu przepakować się przed dwoma występami w turniejach WTA w USA.

W takim towarzystwie obie tenisistki rozpoczęły grę od wysokiego "C", nie tracąc punktów w pierwszych swoich gemach serwisowych. Jednak w trzecim gemie Radwańska nieoczekiwanie przegrała swoje podanie, więc parę minut później na tablicy pojawił się wynik 1:3.

Od tego momentu jednak Polka zdobyła kolejne pięć gemów, w tym dwa dzięki "breakom". Wykorzystała już pierwszego setbola po 29 minutach gry pełnej solidnych serwisów, zaciętych wymian z głębi kortu czasem przerywanych wypadami do siatki, albo efektownymi minięciami atakującej rywalki, a sporadycznie zepsutymi piłkami. W wielu przypadkach błędy były wymuszone świetnymi zagraniami z obydwu stron.

Reklama

Drugi set rozpoczął się, podobnie jak pierwszy, od pewnie utrzymywanych serwisów, ale w piątym gemie nieco mniejsza siła i precyzja drugiego podania, umiejętnie wykorzystana przez krakowiankę, kosztowała Kerber kolejne przełamanie, już przy pierwszej okazji.

To był jednak dopiero przedsmak prawdziwych emocji, a przede wszystkich dwóch wymian, które spokojnie można zaliczyć do klasyki tenisa na trawie. Pierwsza była zabójczą kontrą Polki znajdującej się w niemal beznadziejnej sytuacji. Druga za to przyniosła obustronne wizyty przy siatce, powroty za linię główną w pogoni za lobami i nieoczekiwanie wysokie zagrania piłki, która niemal osiągała pułap rozsuniętego dachu na Korcie Centralnym. Po trzech takich uderzeniach jako pierwsza zaryzykowała Radwańska, ale jej agresywne zgaszenie piłki minimalnie okazało się zbyt długie. Mimo "break pointa" Polka obroniła swój serwis na 4:2.

Do końca meczu nie doszło już do przełamań, choć walka toczyła się o każdy punkt. Przy stanie 5:4 o 40-15 krakowianka wykorzystała pierwszego z dwóch meczboli, przy swoim serwisie, po godzinie i dziewięciu minutach gry. Spotkanie to oglądał prawie komplet widzów, ponad 13 tysięcy osób (trybuny mają 13,7 tys. miejsc).

Angie grała dzisiaj świetny tenis, uderzając prawie wszystkie piłki na maksymalnym ryzyku. Ale Agnieszka świetnie wytrzymała jej ataki oraz bombardowanie po liniach i narożnikach, a do tego potrafiła kontrować w sytuacjach prawie beznadziejnych. A już te wysokie "balotki" w połowie drugiego seta, które dolatywały do poziomu dachu, i to w półfinale Wimbledonu, to naprawdę coś, co zasługuje na szacunek. Taka zmiana rytmu w bardzo ważnym gemie, to dla mnie mistrzostwo świata - podsumował po zejściu z kortu piątkowy mecz Wiktor Archutowski, były menedżer sióstr Radwańskich.