MARTA PYTKOWSKA: Kibicowanie może być przyjemne?
GRZEGORZ TKACZYK*: Niekoniecznie. Szczególnie gdy jest się kontuzjowanym i nie można pomóc chłopakom na parkiecie. Takie jest jednak życie sportowca i trzeba po prostu się z tym pogodzić.
Zamierza pan przyjechać do Austrii i dopingować kolegów?
Wybieram się do Wiednia na półfinały i finał. Nie wiem tylko, czy wyjazd ten nie będzie mi kolidował z zabiegami.
Kiedy wróci pan do gry?
Nadal przechodzę rehabilitację, ale na razie wygląda to całkiem dobrze. Wznowiłem też treningi z zespołem (Tkaczyk jest rozgrywającym niemieckiego Rhein-Neckar Loewen - red.), ale na razie tylko 2 - 3 razy w tygodniu i bez większych obciążeń. Do gry chciałbym wrócić w lutym, akurat gdy zostaną wznowione rozgrywki Bundesligi i zacznie grać Liga Mistrzów. A później oczywiście także do reprezentacji.
Czemu więc w październiku 2008 r. podjął pan decyzję o zakończeniu kariery reprezentacyjnej?
Gra w klubie i w reprezentacji to ogromne obciążenie. A ja potrzebowałem dłuższych wakacji, by podreperować swoje kolano, które już wówczas zaczęło szwankować.
A nie myślał pan, żeby dać sobie w ogóle spokój ze sportem?
Piłka ręczna to całe moje życie. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że miałby po prostu powiedzieć: dziękuję, ja już mam dość i zaczynam robić coś zupełnie innego. I mimo że mam poważne problemy ze zdrowiem, że nie wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość, nie zamierzam się poddawać.
Bogdan Zajączkowski, były trener reprezentacji, twierdzi, że to dopiero początek wielkiej kariery polskiej ekipy. A jej uwieńczeniem będzie medal igrzysk olimpijskich w Londynie. Może wraca pan w najlepszym z możliwych momentów?
To miłe, że tak się wierzy w tę ekipę. Na razie jednak przed kadrowiczami walka o medal mistrzostw Europy. Chłopaki są w dobrej dyspozycji, grają mądrze, ale muszą się wystrzegać błędów. Co będzie najważniejsze? Dyspozycja dnia, kto lepiej jest przygotowany fizycznie, kto lepiej radzi sobie ze stresem i z emocjami. A igrzyska w Londynie to jeszcze daleka przyszłość.
czytaj dalej
Polski zespół przywiezie z Austrii medal?
Przed mistrzostwami robiliśmy w klubie zakłady i typowaliśmy medalistów. Ja postawiłem na finał Polska - Francja. Naturalnie są też Chorwaci, to bardzo mocna ekipa i może namieszać. Ale ja nie zmienię zdania, o złoto zagramy z ekipą Trójkolorowych.
Kto panu najbardziej zaimponował na tych mistrzostwach?
Nie będę oryginalny i powiem, że Sławek Szmal. On jest w fenomenalnej dyspozycji, broni niemalże wszystko. Oraz Michał Jurecki. To jest chłopak stworzony do walki, podpora tej ekipy. Jego brak bardzo było widać podczas meczu ze Słoweńcami. Jest też Tomasz Rosiński. Nikt chyba się nie spodziewał, że chłopak, debiutant, na tak poważnej imprezie wywalczy sobie miejsce w podstawowej siódemce. Ale Tomek z dobrej strony pokazał się już w Vive Targi Kielce, w Lidze Mistrzów oraz w rozgrywkach kGrzrajowych.
Jest pan bardzo dobrze zorientowany w sprawach krajowych rozgrywek.
Jak się jest tak długo w piłce ręcznej, to trzeba się interesować wszystkim. Polską ligę regularnie oglądam w telewizji, szczególnie mecze Vive Targi Kielce. To nasi rywale w Lidze Mistrzów. Ale takiego zawodnika jak Tomek Rosiński pamiętam jeszcze z występów w KS Warszawiance, już wtedy wróżono mu wspaniałą karierę.
Wróci pan kiedyś do Polski?
Chciałbym, ale wszystko w tej chwili zależy od mojego zdrowia.
Co poradziłby pan kolegom przed kolejnymi spotkaniami?
Oni świetnie wykonują swoją robotę, więc mogę im tylko życzyć szczęścia, by omijały ich kontuzje i by w tym składzie doczekali do finału.
*Grzegorz Tkaczyk, srebrny medalista mistrzostw świata z 2007 r., wychowanek KS Warszawianki. Od 2002 r. gra w Bundeslidze: do 2007 r. w SC Magdeburgu, a od niedawna Rhein-Neckar Loewen, z którym w 2009 r. zdobył mistrzostwo Niemiec