Prezes Zagłębia Lubin Robert Pietryszyn zaproponował, aby wszystkich sędziów przebadać wykrywaczem kłamstw...
Ha, ha, ha! Pan Pietryszyn jest bardzo młodym człowiekiem i w piłce chyba jeszcze niezbyt wiele dokonał. Życzę mu jednak, żeby kiedyś osiągnął sukcesy, które będą go upoważniały do wychodzenia z takimi propozycjami. Jestem dumny, że byłem sędzią i dziś zdecydowanie muszę powiedzieć – to nie tylko sędziowie są odpowiedzialni za stan polskiej piłki. Żeby był nieuczciwy arbiter, najpierw musi być nieuczciwy działacz. Bo arbiter zawsze jest na końcu łancucha. Najpierw muszą być chorzy ambicjonalnie działacze, a także piłkarze, którzy chcą ułatwić sobie pracę.
Czyli wariograf to zły pomysł?
Nie powiedziałem tego. Wariograf to zły pomysł, jeśli zastosuje się go tylko wobec arbitrów. Bo gdybyśmy przebadali zawodników, to maszyna by zwariowała! Mogliby opowiedzieć o „uczciwie” zdobytych tytułach mistrza Polski, o „uczciwie” wywalczonych awansach, o „uczciwej” obronie przed spadkiem. To samo działacze. Całe piłkarskie środowisko jest chore na raka, który się rozprzestrzenił. I jedyne przeciwko czemu protestuję, to zrzucanie całej odpowiedzialności na sędziów.
Pan też teraz przerzuca odpowiedzialność.
Nie. Sędziowie w stu procentach zasłużyli na los, który ich teraz spotyka. Już dawno mówiłem – to wszystko pęknie z hukiem, bo nie da się tak grać, tak funkcjonować. Ale zarazem sędziowie to są zwykli wykonawcy poleceń. Czy pan sądzi, że istnieją jacyś bogaci ludzie, niezwiązani z futbolem, którzy dla własnej uciechy ich korumpowali? Nie. Kasę trzeba było jakoś zorganizować. Uczestniczyli w tym zawodnicy. I nie ma możliwości, że sędzia ustawia mecz, a drużyna, dla której to robi, nie zdaje sobie z tego sprawy. Powiem panu, że teraz, po wielu latach, dowiedziałem się, przed jakimi meczami brałem pieniądze. Piłkarze mówili mi – jak to, przecież się zrzucaliśmy! Tylko, że pieniądze od nich do mnie nie trafiały, bo przejmował je ktoś po drodze. I teraz rozumiem, dlaczego czasami piłkarze mieli zdziwione miny w czasie spotkać, dlaczego czegoś ode mnie oczekiwali... Był taki klub, Miliarder Pniewy. Przed jednym z meczów były na mnie ogromne naciski. Nie uległem. Jednak sytuacja na boisku potoczyła się tak, że podyktowałem dla Miliardera dwa rzuty karne. I działacze klubu klepali po plecach tego, kto miał ze mną ubić interes. Ozłocić go chcieli, bo myśleli, że człowiek dobrze wywiązał się z zadania. I dla nich dziś jestem pewnie tym, który wziął. Mówię to po to, żeby pokazać, że umoczeni są wszyscy.
Nowy szef sędziów twierdzi, że najgorsi są obserwatorzy.
Ja już lata temu mówiłem, że ich funkcję należy zmarginalizować. Bo dziś to są panowie życia i śmierci. Można prowadzić świetnie pięć meczów, a w szóstym się pomylić i obserwator jest w stanie zdegradować cię z ligi... Pamiętam tych ludzi, jak chodzili po klubowych korytarzach i obgryzali paznokcie, bo do przerwy gospodarze przegrywali. Pamiętam, jak przed jednym ze spotkań obserwator trzy razy wracał do mojej szatni, żeby się spytać, czy nie zostawił gdzieś tam torby. – Nie, nie zostawił pan – słyszał za każdym razem. A on wracał i wracał, bo mu się w głowie nie mieściło, że sędzia nie przygotował żadnego pakunku. I te same osoby, żenujące osoby, wciąż w tej piłce są. To ten system ich stworzył. To samo trenerzy. Mieli być ojcami sukcesów, a dziś z domów zgarnia ich policja. Oni też są w jakiś sposób ofiarami systemu. Systemu, który promował miernoty potrafiące się dostosować. Miernoty sędziowskie, ale i trenerskie, i prezesowskie i także piłkarskie... Jeżeli mówimy więc o akcji z wariografem – dlaczego nie zajmiemy się wszystkimi? Środowisko piłkarskie musi sobie powiedzieć jedno – było źle, bardzo źle. Wszyscy ponosimy za to winę.
Pan też?
Nie chcę, żeby ktoś czytał wywiad i pomyślał, że kreuję się na jedynego sprawiedliwego. Ktoś kto działał w piłce przez lata, w tym całym bagnie musiał się ubabrać. Bardziej lub mniej. Każdy – od prezesa po klubową sprzątaczkę.
Jednak pan miał odwagę kilka lat temu wystąpić przeciw systemowi...
Zgadza się. Sędziom, którzy wychodzili spod mojej ręki – jak Wierzbowskiemu czy Cwalinie – powtarzałem: jak najmiesz się za psa, będziesz szczekał do końca życia. Ale można też iść inną drogą, pod prąd, z całymi tego konsekwencjami. Wie pan ile ja dokumentów do PZPN przesłałem, ile listów? Informowałem w nich kto i przed jakim meczem chciał mnie przekupić. I za każdym razem po kilku dniach otrzymywałem odpowiedź – mimo usilnych starań i dogłębnie przeprowadzonego śledztwa pańska wersja wydarzeń nie znalazła potwierdzenia. Ja na to – sprawdźcie billingi, zobaczcie, kto do mnie dzwonił. A PZPN mówił – to nie nasza rola. I wie pan co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze?
Co?
Że ci ludzie, kiedyś najbardziej bezczelni w sprawach korupcji, dziś idą na czele reformatorów. Nagle są kryształowi. Nagle ubrali czyste szaty i chcą naprawiać futbol. Śmieję się z tego. Gorzko się śmieję...
Pana wystąpił kiedyś przeciwko Marianowi Dziurowiczowi...
Jednego dnia wezwano mnie do Warszawy, miało się odbyć losowanie, kto na jaki mecz pojedzie. Tylko wsiadłem do pociągu, a zadzwonił Marian Dziurowicz z prośbą, żebym przychylnym okiem poprowadził mecz Hetman Zamość – GKS Katowice. Mnie się w głowie nie mieściło po pierwsze, skąd ten człowiek mógł wiedzieć przed losowaniem, co za mecz poprowadzę, a po drugie – z jakiej racji mam prowadzić mecz drugiej ligi. Jednak przyszło losowanie i okazało się, że jadę do Zamościa... Proszę się spytać Michała Listkiewicza, on to wszystko wiedział.
Dlaczego pana wybrano?
Bo do ligi mocno wpychany był Górnik Łęczna. A ja – człowiek, z którym Dziurowicz ma na pieńku – miałem zapewnić sędziowanie przeciwko Katowicom. Miałem sprawić, że bdquo;Dziura” nie będzie oddychał. Tymczasem mecz skończył się wynikiem 1:1, a ja poprowadziłem go bezbłędnie. W dodatku potem zrobiłem z tego aferę. Odsunięto mnie od pierwszej ligi, dla zamydlenia oczu poza mną wyrzucono jeszcze trzech arbitrów. Ale ostatecznie dopiąłem swego. Wróciłem do ekstraklasy, gdy zawieszono całe Polskie Kolegium Sędziów...
A dlaczego miał pan być gwarancją sędziowania przeciwko Dziurowiczowi?
Bo kiedyś przed meczem w Katowicach, kiedy GKS był jeszcze potęgą, wszedł do mnie do szatni i złożył mi propozycję korupcyjną. Spytałem: – W jakim świetle mnie pan stawia? A on na to wyjął notatnik i powiedział: – Synuś, tutaj są wszyscy i ty też k... będziesz! Wtedy się wkurzyłem i powiedziałem: – O nie, mnie nie będzie. GKS ten mecz przegrał. Potem byłem w szoku, że Dziurowicz przed meczem w Zamościu miał czelność zadzwonić do mnie po raz drugi... Ale zdanie bdquo;tutaj są wszyscy i ty też k... będziesz” radzę zapamiętać. To może morał tej rozmowy.
Co więc zrobić z wykrywaczem kłamstw?
Jeśli go zastosujemy wobec całego środowiska, w wielu klubach będą olbrzymia braki kadrowe.
Były sędzia piłkarski Andrzej Czyżniewski twierdzi, że gdyby zastosować wykrywacz kłamstw wobec całego środowiska, w klubach byłyby braki kadrowe. "Jak się najmiesz za psa, będziesz szczekał całe życie" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM były arbiter.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama