Dopiero na korcie centralnym Serena naprawdę pokazała, co potrafi. Tydzień temu przeciwko młodszej z sióstr Radwańskich - Urszuli - rozegrała dość wyrównane spotkanie. Wczoraj w ćwierćfinale Wimbledonu Amerykanka nie pozostawiła wątpliwości, że walczy w tym turnieju o najwyższe trofeum. Agnieszka Radwańska, która w najbliższy poniedziałek wejdzie do pierwszej dziesiątki rankingu WTA, zdołała urwać jej zaledwie cztery gemy. Dokładnie tyle, ile w ich niedawnym spotkaniu w Berlinie.

Reklama

Taktyka miała być prosta - nie pozwolić jej się rozpędzić, nie dać jej przejąć inicjatywy i zmęczyć ją bieganiem z prawej na lewą stronę kortu. Tyle tylko, że wobec tak zmotywowanej Sereny, serwującej po cztery asy w gemie, żadna taktyka nie mogła okazać się skuteczna.

Początkowo Agnieszce udawało się wyprowadzić rywalkę w pole swoim zdradliwym kick-serwisem. Serena z impetem atakowała każdą piłkę i wyrzucała ją w aut. Polka zdołała odrobić pierwsze przełamanie na 2:2, ale wkrótce Serena doprowadziła do kolejnego, a potem rozwścieczona swoim podwójnym błędem serwisowym błyskawicznie zakończyła seta. Drugi był popisem niszczącej siły Amerykanki, która skończyła mecz w 51 minut, a potem z wdziękiem kłaniała się na wszystkie strony kortu, wiwatującym 15 tysiącom kibiców.

"Agnieszka nie miała siły, ale z tak grająca Sereną chyba niewiele tenisistek dałoby sobie radę. Ogólnie jednak Wimbledon uważam za udany. Zostaniemy jeszcze trochę w Londynie, wybierzemy się na musical, prawdopodobnie Dirty Dancing. Potem odpuścimy sobie turniej w Budapeszcie, przed igrzyskami zagramy tylko w Sztokholmie" - mówił Robert Radwański, ojciec i trener zawodniczki.

Już przed meczem wiadomości z teamu Radwańskich nie były optymistyczne. Agnieszka wczoraj w południe pojawiła na kortach treningowych z dużym opatrunkiem nad lewym kolanem. W meczu IV rundy przeciwko Swietłanie Kuzniecowej widać było, że zmęczone nogi nie niosą jej, jak potrzeba. Wieczorem okazało się, że nadciągnęła mięsień. "Kiedy już zeszła z niej adrenalina po tym nerwowym spotkaniu, ból był tak silny, że nie była w stanie wejść po schodach" - mówił Radwański.

Dotychczas światowe media poświęciły Agnieszce zaledwie wzmianki w wielkich tekstach o zbliżającym się ewentualnym finale z udziałem sióstr Williams. Niektóre gazety, jak amerykański „New York Times” zauważyły przynajmniej, że Polka to nowa siła światowego tenisa (chociaż akurat siła nie jest jej największym atutem). Tracey Austin, była tenisistka, a dziś komentatorka telewizyjna, napisała w brytyjskim „Guardianie”: „Z całym szacunkiem dla ćwierćfinalistek, ale żadna z nich nie dotarła tu grając naprawdę niesamowity tenis i zmiatając rywalki z kortu.”.

Co prawda Austin tuż przed meczem z Sereną powiedziała w telewizji BBC, że jeśli już ktoś może namieszać w tegorocznych ćwierćfinałach (czytaj: zagrozić siostrom Williams), to właśnie Radwańska. Tym razem sensacji nie było, ale ćwierćfinał Wimbledonu i tak jest sukcesem w karierze 19-letniej tenisistki. Ona sama ceni go na równi z ćwierćfinałem Australian Open, który udało jej się osiągnąć w tym roku. Ale to na Wimbledonie Agnieszka zarobiła najwyższą jednorazową premię 98 tys funtów (łącznie za start w singlu i deblu). Kolejny turniej Radwańska rozegra już jako tenisistka z czołowej dziesiątki rankingu WTA. W jutrzejszych półfinałach Wimbledonu Venus Williams zmierzy się z Jeleną Dementiewą, zaś Serena z Jie Zheng.