Po wyrównanej pierwszej połowie Wizards przegrywali tylko 59:60. Ich kłopoty zaczęły się w trzeciej kwarcie. W otwierających ją trzech minutach gospodarze zdobyli tylko cztery punkty, a przyjezdni z Florydy dziesięć. Heat złapali właściwy rytm i później powiększyli przewagę do 17 punktów.
W ostatnich pięciu minutach meczu stołeczny zespół rozpoczął odrabianie strat. W dużym stopniu różnicę zniwelował, ale na odmienienie losów meczu nie starczyło czasu.
Gortat na parkiecie przebywał 38 minut. Trafił cztery z sześciu rzutów z gry i dwa z czterech wolnych. Choć w ofensywie nie był często wykorzystywany, to dobrze prezentował się w pozostałych aspektach gry. Jego dorobek uzupełnia 16 zbiórek, w tym sześć pod atakowanym koszem, pięć bloków i cztery asysty. Miał także stratę i dwa faule.
Wśród gospodarzy najlepsi byli John Wall i Bradley Beal. Obaj zdobyli po 34 punkty. Dwucyfrową zdobycz udało się jednak osiągnąć jeszcze tylko Gortatowi. W drugiej kwarcie "Czarodzieje" stracili Markieffa Morrisa, który opuścił parkiet z urazem stawu skokowego.
Ekipa Heat natomiast pokazali bardziej zespołową grę. W niej co najmniej dziesięć punktów uzyskało aż sześciu zawodników. Najwięcej - 22 - na swoim koncie zapisał Słoweniec Goran Dragic. Hassan Whiteside miał natomiast 18 pkt i tyle samo zbiórek.
Wizards z bilansem 3-9 zajmują 14. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej. Nieznacznie słabsza jest tylko Philadelphia 76ers (3-10). Kolejny mecz rozegrają w poniedziałek. We własnej hali zmierzą się z Phoenix Suns (4-10).