W poprzednim sezonie drużyny te spotkały się dopiero w finale Konferencji Zachodniej, a Warriors po niezwykle zaciętej batalii wygrali 4-3.
Niedzielne spotkanie pokazało, że i tym razem emocji nie powinno brakować. Przez jego większość "Wojownicy" mieli niewielką przewagę, którą Teksańczycy regularnie niwelowali. Kluczowy dla losów meczu okazał się rzut Stephena Curry'ego na 25,3 s przed ostatnią syreną, po którym Warriors uciekli z dwóch na pięć punktów.
To jednak nie 31-letni rozgrywający był kluczową postacią Warriors. Curry zdobył 18 punktów, trafiając m.in. tylko trzy z 10 rzutów "za trzy", a znów brylował Kevin Durant - 35 pkt.
Dla Rockets również 35 pkt uzyskał James Harden, ale przy słabej skuteczności z gry - 9/28. 27 pkt dołożył Eric Gordon.
W drugim niedzielnym meczu niespodziewanie przegrali koszykarze Milwaukee Bucks. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego drugą rundę play off zaczęła od porażki we własnej hali z Boston Celtics 90:112.
Od początku inicjatywa należała do gości, ale Bucks tuż przed przerwą zniwelowali stratę. W trzeciej kwarcie Celtics znów jednak zaczęli budować przewagę, która w szczytowym momencie osiągnęła 26 punktów.
Goście mieli świetną skuteczność rzutów z gry - 54 proc. Do wygranej poprowadził ich Kyrie Irving - 26 pkt i 11 asyst. Dzielnie wspierał go Al Horford 20 pkt i 11 asyst. 32-letni środkowy wykonał też świetną pracę w obronie, zatrzymując Giannisa Antetokounmpo.
"Skupialiśmy się na tym, aby w każdej akcji Bucks było bardzo ciężko. Myślę, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty" - podkreślił Horford.
Skuteczność Bucks wyniosła zaledwie 34,8 proc., a 24-letni Grek w tym zakresie się nie wyróżnił. Uzyskał 22 pkt, trafiając m.in. siedem z 21 rzutów z gry.
"Giannis jest świetnym zawodnikiem, ale nie można oczekiwać, że będzie perfekcyjny w każdym spotkaniu. Sam dla siebie jest bardzo surowy, więc pozostanie mi objąć go i powiedzieć: znów będziesz wielki" - przyznał trener Bucks Mike Budenholzer.
Kolejne mecze w tych parach odbędą się we wtorek, także w Milwaukee i Oakland.