Durant urazu łydki doznał 8 maja w półfinale Konferencji Zachodniej i nie brakowało wówczas głosów, że gdyby nie walka o mistrzostwo, to sztab medyczny nie walczyłby o jego szybki powrót, tylko spokojnie pozwoliłby mu się leczyć.

Reklama

Bez niego obrońcy tytułu dotarli do finału, ale po trzech porażkach z Raptors znaleźli się pod ścianą i Durant wrócił. Najbardziej wartościowy zawodnik (MVP) dwóch poprzednich finałów szybko zaznaczył swoją obecność. Pierwszą kwartę zakończył z 11 punktami, trafiając m.in. we wszystkich trzech próbach "za trzy". Na początku drugiej odsłony znów jednak poczuł ból w nodze i z pomocą kolegów opuścił parkiet.

Spotkanie długo przebiegało według prostego schematu - Warriors powiększali przewagę nawet do kilkunastu punktów, po czym Raptors wyraźnie ją zmniejszali, ale nie potrafili doprowadzić do remisu. Sytuacja zmieniła się dopiero w połowie ostatniej części gry. Od stanu 95:91 dla Warriors gospodarze w nieco ponad trzy minuty zdobyli 12 punktów, a "Wojownicy" tylko dwa.

Na zegarze pozostawało 3.28 min i wydawało się, że Raptors prowadząc 103:97 są o krok od pierwszego w historii klubu mistrzostwa. Przez cały mecz doskonale jednak funkcjonowała słynna broń Warriors - rzuty z dystansu. Dwie "trójki" Klaya Thompsona i jedna Stephena Curry'ego pozwoliły im ponownie przejąć kontrolę.

"Oni są po prostu fantastyczni. Świetni strzelcy, którzy nigdy się nie poddają" - komplementował podopiecznych trener Steve Kerr.

Reklama

W ostatniej minucie jego zespół nie ustrzegł się strat, ale gospodarze nie potrafili ich w pełni wykorzystać. Najpierw Warriors nonszalancko wyprowadzali piłkę i w efekcie nagłego pressingu Draymond Green popełnił błąd nielegalnego powrotu na własną połowę, po chwili Kyle Lowry trafił dla Raptors na 105:106.

Następnie w ataku sfaulował środkowy gości DeMarcus Cousins, dzięki czemu kanadyjski zespół miał dokładnie 15,7 s na przeprowadzenie akcji, która mogła dać mu tytuł. Nie poradził sobie jednak z zaciekłą obroną; rzut Lowry'ego równo z końcową syreną był niecelny.

"Wygraliśmy, ale nie potrafimy się cieszyć. Przede wszystkim z powodu Kevina. Nie wiem jeszcze, jak poważny jest teraz jego uraz. Był gotowy zrobić wszystko, aby nam pomóc. Zwyciężyliśmy dla niego, ale wciąż długa droga przed nami" - przyznał Thompson.

W całym meczu Warriors trafili 20 z 42 rzutów "za trzy". Curry uzyskał 31 pkt, Thompson - 26, wszechstronnością błysnął Green - 10 pkt, 10 zbiórek i osiem asyst.

Wśród pokonanych prym znów wiódł Kawhi Leonard - 26 pkt i 12 zbiórek. Lowry dołożył 18 pkt, a Hiszpan Marc Gasol - 17.

Warriors w finale są po raz piąty z rzędu, co nie udało się żadnej ekipie od pamiętnej passy Boston Celtics, którzy o mistrzostwo walczyli przez kolejnych 10 lat (1957-66). W czterech poprzednich "Wojownicy" zawsze rywalizowali z Cleveland Cavaliers. Górą byli w 2015, 2017 i 2018 roku. Raptors w NBA grają od 1995 roku, a do finału udało im się dotrzeć po raz pierwszy w historii.

Kolejny mecz odbędzie się w czwartek w Oakland, a jeśli "Wojownicy" znów wygrają, to siódme, decydujące spotkanie zaplanowano na niedzielę w Toronto. Tylko raz zdarzyło się, aby drużyna prowadząca w finale 3-1 nie zdobyła mistrzostwa. Taką przewagę trzy lata temu zmarnowali... Warriors.