PAP: Zapisał pan jedną z kart historii polskiej koszykówki po tym, jak Anwil jako pierwszy zespół znad Wisły triumfował w europejskich rozgrywkach pucharowych, wygrywając po raz drugi z francuskim Cholet Basket (80:78) w finale Pucharu Europy FIBA. Jak się pan czuje kilkadziesiąt godzin po triumfie?

Reklama

Przemysław Frasunkiewicz: Jestem szczęśliwy. Czuję dumę z zespołu, bo mieliśmy naprawdę ciężkie chwile w tym sezonie, a mimo to odnieśliśmy taki sukces. Potrafiliśmy zmienić i przeorganizować pewne rzeczy. Jestem bardzo zadowolony, że moi gracze nigdy się nie poddali.

PAP: Każdy trener wierzy w sukces swojej drużyny, ale kiedy uwierzył pan w to, co się wydarzyło - najpierw we Włocławku, a potem w Cholet? Musiał się pan uszczypnąć, by patrząc na puchar zrozumieć, że to Anwil był lepszy od trzeciej ekipy ligi francuskiej w rozgrywkach organizowanych przez FIBA?

Reklama

P.F.: Nie, choć muszę przyznać, że długo nie zdawałem sobie sprawy ze skali sukcesu. Zrozumiałem, że to ważna i spektakularna sprawa, gdy o pierwszej w nocy, kilka godzin po meczu, włączyłem telefon i …zobaczyłem blisko 400 wiadomości z gratulacjami od różnych osób nie tylko z całej Polski, ale i zagranicy.

Klucz do wygrania dwóch spotkań w finale

PAP: Co było kluczem do wygrania w finale dwóch spotkań z faworytem z Francji? Pana zespołowi nie dawano wielu szans. Może właśnie pomogło to, że Anwil nie był faworytem?

P.F.: Zawsze staram się "nastawić" zespół tak, nie tylko w meczach z silniejszymi rywalami, by zawodnicy czuli, że grają z pozycji "underdog", czyli nie uważają siebie za faworyta. Na pewno bardzo ważne było pozyskanie w trakcie sezonu Victora Sandersa. On dał nam pewność w ataku i przekonanie wśród koszykarzy, że nawet jak nam "nie idzie", to on potrafi wyczarować punkty z niczego. Równie ważne było dojście do formy Malika Williamsa, który "czyścił" piłki na tablicach. Te dwa czynniki dały drużynie pewność siebie.

Reklama

PAP: W trakcie sezonu, jak pan wspomniał, nie omijały drużyny kontuzje, były też roszady w składzie, m.in. odszedł zawodnik ściągnięty przez pana - Josh Bostic. I kiedy cała machina "zaskoczyła" od nowa?

P.F.: Szukaliśmy różnych rozwiązań, ale wszystko zaczęło się układać, gdy wróciliśmy do optymalnego składu, a wszyscy zawodnicy byli zdrowi. Było widać, że zawodnicy czują pewność siebie i znają swoją wartość. Chcieliśmy pokazać i wykorzystać to w rywalizacji z silnymi zespołami w pucharze, ale i polskiej lidze.

PAP: A jak zespół został przyjęty we Włocławku? Do Francji pojechała tylko nieliczna grupa fanów, około 70 osób, a hala Cholet była wypełniona po brzegi miejscowymi kibicami.

"Takich kibiców jak we Włocławku nie widziałem nigdzie"

P.F.: Przyznam, że we Francji nie słyszałem dopingu kibiców Cholet, tylko okrzyki i brawa grupy naszych fanów. We Włocławku zostaliśmy przyjęci entuzjastycznie. Wysiedliśmy pod halą po podróży z lotniska w Warszawie i prosto z autokaru weszliśmy do środka. Główna, duża trybuna była wypełniona w całości. Takich kibiców jak we Włocławku nie widziałem nigdzie, a jestem już 30 lat w tym sporcie. To miasto żyje koszykówką, ale żyć koszykówką, a traktować ją jak religię, to jednak co innego… A tu tak właśnie jest.

PAP: Puchar, który pan zdobył, to jednak czwarte rozgrywki na Starym Kontynencie pod względem siły drużyn, po Eurolidze, Pucharze Europy i Lidze Mistrzów FIBA. Wyobraża pan sobie jak traktowano by we Włocławku sukces w wyższej klasie rywalizacji na europejskich parkietach?

P.F.: Przyznam, że nie wyobrażam sobie. Nie wiem, jakiego większego wparcia od kibiców możemy oczekiwać, niż to, które otrzymujemy. I nie ma tu znaczenia ranga rozgrywek pucharowych. To wsparcie jest po prostu na maksymalnym poziomie.

PAP: Występy w pucharze traktował pan bardziej priorytetowo niż rozgrywki rodzime Energa Basket Ligi?

P.F.: Nigdy tak nie podchodzę do tego, nie wartościuję. Traktuję polską ligę tak samo, jak puchary. I myślę, że tak samo patrzą na to koszykarze. Jasne jest, że zespoły grające na dwóch frontach i to dłużej, a nie tylko w pierwszych rundach pucharów, mają wzloty i upadki, i jest problem z utrzymaniem równego poziomu w lidze i pucharze. Kończy się to tym, że w jednych bądź drugich rozgrywkach są słabsze wyniki.

Anwil gorszy w ekstraklasie

PAP: Anwilowi zdecydowanie gorzej wiodło się w ekstraklasie. Na dwie kolejki przed końcem sezonu zasadniczego pana drużyna nie była pewna udziału w play off. Przesądziło o tym niedzielne zwycięstwo nad Arką Gdynia 110:86. Gdyby Anwilu zabrakło w najlepszej ósemce Energa Basket Ligi, to czy puchar osłodziłby panu sezon?

P.F.: Myślę, że zwycięstwo w PE FIBA to tak duży wyczyn, że mogę zawsze powiedzieć, iż ten sezon jest udany. Od dawna zapowiadałem, że o play off będziemy walczyć do końca. Udało się. Mam też jednak świadomość, że w życiu nie zawsze wszystko idzie po myśli i nie zawsze wszystko się wygrywa.

Koncentracja na ligowych meczach

PAP: Kluczowa w meczach o stawkę jest koncentracja. Nie obawia się pan, że po sukcesie na europejskich parkietach trudniej będzie pana zawodnikom po raz kolejny zmobilizować się na "maksimum" na ostatnie spotkanie sezonu zasadniczego z trzecią w tabeli Stalą Ostrów Wlkp., a potem na mecze w play off?

P.F.: Nie. Od miesiąca, może dłużej, wszyscy gracze są bardzo skoncentrowani na meczach właśnie w polskiej lidze. Wiedzą, że kalendarz nie był i nie jest łatwy. Wszyscy, także koszykarze zagraniczni, mają świadomość, o jaką stawkę gramy, jak ważny jest każdy kolejny mecz ligowy. Dają z siebie "maksa", co spotyka się bardzo rzadko, bo nie zawsze obcokrajowcy są tak bardzo zaangażowani w rywalizację na krajowych parkietach.

PAP: Ale ma pan świadomość, jako były zawodnik, że są zmęczeni po ostatnich meczach i to może się odbić na ich dyspozycji…

P.F.: Tak, ale wierzę w swoich graczy. Wiem, że dadzą każdego dnia 100 procent tego, na co będzie ich stać w rywalizacji z danym przeciwnikiem. Nie każdy mecz w naszym wykonaniu to porywająca koszykówka, ale zawsze jest maksymalne zaangażowanie.

PAP: Gdy patrzy pan na trofeum, medal, to pierwsze słowa jakie przychodzą na myśl w momencie, gdy część emocji po meczu w Cholet już opadła?

P.F.: Jeszcze jeden krok… Nie rozpamiętuję przeszłości. Jestem skoncentrowany tylko na najbliższym meczu ligowym.

Rozmawiała Olga Miriam Przybyłowicz