Do wysokości 5,85 prowadził broniący tytułu z sprzed dwóch lat z Belgradu Lisek (OSOT Szczecin), który nie miał żadnej zrzutki. Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL), trzeci zawodnik poprzednich HME i mistrz globu na stadionie z 2011 roku, w drugiej próbie zaliczył 5,90, ustanawiając rekord życiowy, i zmusił rodaka do przeniesienia ostatniej próby na 5,95.

Reklama

Lider tegorocznych światowych tabel (5,93) nie sprostał zadaniu i musiał zadowolić się srebrem. Wojciechowskiemu także nie udało się pokonać 5,95.

Tyczka jest o tyle fajną konkurencją, że wygrywa ten, kto skoczy najwyżej, a nie ten, co oddał najmniej skoków w konkursie. Dzisiaj były wyjątkowe zawody. Na rozgrzewce nie oddałem ani jednego skoku. Nie to, że nie chciałem, ale nie szło mi od początku. Była nawet mała sprzeczka z trenerem, od jakiej wysokości mam zacząć. Posłuchałem go i dobrze na tym wyszedłem - przyznał mistrz Europy.

Reklama

W konkursie, który był świetnym widowiskiem i bardzo emocjonował kibiców w Emirates Arenie, Wojciechowski pokonał 5,65 dopiero w trzeciej próbie, a 5,90 w drugiej, mając już jedną zrzutkę na 5,85. Jak sam przyznał, wiele ryzykował, ale nie miał nic do stracenia.

Grywam w pokera, ale nie jestem w tym dobry. Na dłuższej grze z kolegami nie wychodzę dobrze. Po 5,65 myślałem, że jest po wszystkim, bo oddałem już sześć skoków i sądziłem, że więcej nie dam rady. Jednak dałem. Skoki na 5,95 także były świetne. Aż trudno uwierzyć, że w konkursie miałem 15 prób i to te ostatnie były najlepsze - zaznaczył Wojciechowski.

Reklama

Przyznał, że marzył o takim zakończeniu mistrzostw Europy, a wczoraj mówił o tym, że chce postara się zrobić tak, jak Dawid Kubacki w skokach narciarskich. On nie był ostatni, a ja po eliminacjach byłem - mówił z uśmiechem.

W jego ocenie jest teraz bardziej gotowy na sukces niż osiem lat temu w Daegu, gdy dość niespodziewanie wywalczył w Daegu mistrzostwo świata.

Tam też przenosiłem z 5,85 na 5,90. Po ośmiu latach jestem z powrotem na najwyższym stopniu podium. Tym razem nie odpuszczę i nie zejdę z niego łatwo. Mam dopiero 30 lat i wszystko przede mną. Zdobywałem w międzyczasie medale, ale w sporcie chodzi przecież o wygrywanie - zauważył.

Wyraźnie wzruszony był również jego trener Wiesław Czapiewski.

Mamy w sobie dużo pokory i wiemy, że Piotrek jest bardzo mocny. Nie ukrywam, że ten konkurs był trudny, ale wszystko się jakoś poukładało. Paweł się spisał i dziękuję mu za te wszystkie wrażenia, których dziś doznałem - przyznał szkoleniowiec, który 20 lat temu doprowadził wieloboistę Sebastiana Chmarę do złotego medalu halowych mistrzostw świata w Maebashi.

Lisek pogratulował wygranej Wojciechowskiemu i przyznał, że absolutnie nie czuje zawodu.

Oczywiście, że jestem zadowolony. Ustąpić miejsca Pawłowi - to czysta przyjemność. Konkurs był na najwyższym światowym poziomie. Aż jestem w szoku, że są to mistrzostwa Europy, a nie świata - mówił.

Przyznał, że z Wojciechowskim nakręcają się wzajemnie do świetnego skakania, co obu wychodzi na dobre. Latem planuje nadal być w światowej czołówce i skakać jak najwyżej, bo tylko atakowanie wysokości ok. 6 metrów daje obecnie medale imprez mistrzowskich w tej konkurencji.

Polacy przed ostatnim dniem HME w Glasgow prowadzą w klasyfikacji medalowej. Poza tyczkarzami, zdobyli je - złote - Ewa Swoboda (AZS AWF Katowice) w biegu na 60 m oraz Michał Haratyk (KS Sprint Bielsko-Biała) w pchnięciu kulą.