CEZARY KOWALSKI: Po latach wraca pan do reprezentacji. Nowy trener Franciszek Smuda chce budować drużynę w oparciu zawodnika, o którym mówiło się, że gra z błyskiem, ale zawsze mu czegoś brakowało. Na stare futbolowe lata ma pan już to coś?

Reklama

KAMIL KOSOWSKI: A ja widzę to tak: dośrodkowuję w meczu dziesięć razy. Osiem razy do dupy, dwa razy super. No i czytam i słyszę tylko o tych ośmiu złych podaniach. W Anglii, Włoszech czy Hiszpanii byłoby odwrotnie. Pamiętam mecz z Anglią w Polsce. Przegraliśmy 1:2. Kosowski zebrał pochwały w... angielskiej prasie. W tym meczu David Beckham miał dwadzieścia dośrodkowań, z czego dwa udane. Zgadnijcie, o których pisano? Generalnie u nas lepiej sprzedają się złe rzeczy, dobrych nie chcemy dostrzegać. Z tego punktu widzenia to nikt nigdy nie będzie dobry. Ja też nie.

Ale przyzna pan, że się lepiej zapowiadał. Mógł pan zrobić prawdziwą europejską karierę.
Mógłbym, gdybym przed wyjazdem z Polski nie grał w Wiśle Kraków, a na przykład w Bełchatowie. Stamtąd łatwiej byłoby odejść do wielkiego klubu. To jest nasz problem. Miałem możliwość odejścia do fantastycznych klubów, wielkich. Mniejsza o nazwy. Mentalność właścicieli jest jednak taka, że w takim przypadku podbijają cenę. Skorto pyta Inter czy Benfica, to trzeba zamiast trzech złotych krzyknąć - sześć! A w większości przypadków sześciu to niestety nie jesteśmy warci. Zawsze odchodzimy do przeciętniaków, którzy walczą o utrzymanie. I tam giniemy. W Southampton, do którego poszedłem, byli piłkarze, którzy w porównaniu z naszymi to drewniane kołki. Nie zrzucajmy całej winny na piłkarzy. System nam nie pomaga.

System przeszkadza w transferze do wielkiego klubu takiemu Pawłowi Brożkowi, który u nas jest gwiazdą, a na którego od lat nie ma poważnego kontrahenta?
Zastanawiałem się ostatnio nad tym. U nas Paweł Brożek zdobywa po dwadzieścia goli w sezonie. Gdyby Serb czy Chorwat rok po roku miał takie osiągnięcia, to byłby już w Chelsea czy Manchesterze United. O Pawła zapytało średnie Fulham. Jak usłyszeli, że chcą za niego 3 miliony euro, oferty się skończyły. Mam w klubie trenera Serba, piłkarza z Serbii. Gdy ktoś u nich zostaje królem strzelców, to płacą za niego 10 milionów euro. Tyle że oni nie są skazani sami na siebie. Ktoś tam ich zawsze ciągnie. A my przecież nie mamy żadnego trenera na świecie, który mógłby wziąć kogoś z kraju.

Reklama

Zna pan Smudę doskonale z czasów gry w Wiśle Kraków...
Mógłbym o nim rozprawę napisać. To człowiek, który jeśli ma komfort pracy, zawsze będzie miał sukces. Pasjonat, swoją pasją potrafi zarazić piłkarzy. Gdy był w Wiśle czy Lechu i miał do dyspozycji odpowiednich wykonawców, to drużyna grała dokładnie tak, jak on chciał. No po prostu fajne mecze. To taki typ człowieka, który mentalnie nigdy się nie zestarzeje. Wierzę, że ta reprezentacja będzie grała skutecznie, że będziemy stwarzać sytuacje, dawać szansę bramkarzowi przeciwnika, by ten popełnił błąd.

Beenhakker też wierzył.
Beenhakker zmieniał system przez dwa lata. Preferował styl holenderski. Przede wszystkim chciał utrzymywania się przy piłce. Był zwolennikiem takiej gry wyrachowanej, zimnej, taktycznej. Smuda widzi to inaczej. Ma być więcej polotu, spontaniczności.

Nie za późno dla pana na takie deklaracje o podbiciu kadry?
Przykleja się do mnie datę ważności, której termin upływa tuż-tuż. Ale fajnie, że coś tam we mnie jeszcze Smuda widzi. A Beckhama chcą znowu do Milanu, a on ma 34 lata. Takich jak ja piłkarzy na świecie są tysiące i grają w największych klubach. Tak, mam 32 lata i siwiejącą brodę. Ale to nie jakaś modna farba, tylko natura. Ta powołanie to nagroda za ostatnie półtora roku.

Reklama

Wydawało się, że jedzie pan na Cypr, aby odcinać kupony od przebrzmiałej sławy...
Tak, odcinam kupony, ale na Stamford Bridge, Estadio do Dragao albo Vicente Calderon, grając z moim APOEL-em w Lidze Mistrzów Przyznaję jednak: nie spodziewałem się, jadąc na Cypr, że taki bonus trafi się, jak to mówicie, na zakończenie. Sam się śmieję, że przyjechałem tu na ryby i trochę słońca złapać. No i złapałem. Trzy krajowe trofea, grę Lidze Mistrzów i powrót do kadry. Aż za dużo tej dobroci na raz. Żeby tylko się szybko nie skończyła. Dwanaście lat czekałem, żeby mi zagrali ten hymn Champions League. Niesamowite przeżycie, wnukom będę opowiadał. Nie ruszam się już z tego Cypru.

Liga cypryjska jest lepsza od polskiej?
Nie powiem tak dosłownie, bo zaraz mnie w Polsce zapytają: Kosowski co ty pier...?

Fakty są jednak takie, że cypryjskie drużyny zaczynają istnieć w Europie. I nie jest to przypadek. Biedy na tej wyspie nie widać. Wygląda to na pozór tak, jakby nic nie robili, a prowadzą dostanie życie. Wszyscy są z siebie zadowoleni. Taki kioskarz jest sam sobie szefem, zarabia, czuje się szczęśliwy i na nic nie narzeka.

Jest pan lepszym piłkarzem i człowiekiem niż dawniej?
Jestem tym samym żywiołowym chłopakiem, ale mam ze sobą solidny bagaż doświadczeń. Dostałem od życia potężne kopy w tyłek. I w sensie zawodowym i osobistym. Kiedy spadłem z Chievo Werona z Serie A, myślałem, że się już piłkarsko nie pozbieram. Dwudziestu dorosłych facetów siedziało w szatni z prezydentem klubu i wszyscy płakaliśmy jak bobry. Gra we Włoszech to był jeden z moich najlepszych okresów w karierze, ale nikt tego nie zauważył. W kadrze nie grałem, dziennikarze z Polski nie dzwonili, nawet nikt się nie pofatygował, aby zobaczyć mnie na San Siro. Strasznie mieliście daleko na tę prowincję do Mediolanu.

Pana były menedżer twierdzi, że słynny trener Giovanni Trapattoni zrezygnował w ostatniej chwili z transferu Kosowskiego do Benfiki Lizbona, kiedy przeczytał wywiad, w którym pochwalił się pan, że lubi wódkę...
A może tylko menedżer tak tłumaczył? Nie wiem. W Polsce zrobiono wtedy ze mnie największego popaprańca, pijaka. To też jest charakterystyczne dla nas. W Angli, jak ktoś jest szczery i nie mówi banałów, to się go kocha. A jeszcze lepiej jak piłkarz jest na tyle oryginalny, że da komuś w ryj. Wszyscy tym żyją, media się cieszą. A u nas? Po tym wywiadzie też, pewnie przeczytam w internecie dziesiątki wyzwisk.