Zdziwił się pan, że Leo Beenhakker został trenerem Feyenoordu Rotterdam? Jeszcze nigdy nie miał pan selekcjonera tak blisko siebie...
W Holandii wszyscy są tym zachwyceni. Nie chodzi o to, że nauczy coś piłkarzy Feyenoordu, ale - jako mistrz motywacji, bo tak się go określa - tchnie w nich wiarę. Koledzy z klubu mówili mi, że nikt w tym kraju nie potrafi lepiej przemawiać w szatni. Zawodnikom, choćby zupełnie beznadziejnym, wydaje się, że mogą góry przenosić. Dlatego wydaje mi się, że nasz selekcjoner może wyciągnąć Feyenoord z kryzysu.
Jak wielki jest ten kryzys?
Oj, wielki. W pierwszej fazie baraży o Puchar UEFA zagrają z Groningen, z którym w sezonie zasadniczym przegrali 0:3 i 0:4. W tym zespole nie ma już takiego potencjału jak dwa lata temu, gdy grali w nim Kuyt czy Kalou, dziś piłkarze Liverpoolu i Chelsea. Ale mimo wszystko kryzys wynika przede wszystkim z psychiki, a nie braku umiejętności. Bo mogli odejść wielcy piłkarze, ale i tak Feyenoord jest zbyt potężnym klubem, by grało w nim 11 przypadkowych zawodników. Dwóch, trzech - owszem. Ale nie 11.
Daje pan Beenhakkerowi szansę na sukces?
On nie ma nic do stracenia, bo Feyenoord na pewno się już tak nie skompromituje i w dwóch meczach z Groningen nie straci siedmiu bramek. Może odpadnie, ale na pewno po równej walce. Chociaż nie zdziwię się, jeśli zespół Beenhakkera wygra. Z tego co słyszę, ten człowiek może umieć scementować skonfliktowany zespół. Bo różnica między Groningen a Feyenoordem jest taka, że w tym pierwszym klubie wszyscy ciągną wózek w tym samym kierunku.
Selekcjoner będzie miał okazję zobaczyć też pana w akcji?
Gdzie? Jak wchodzę po schodach na trybunę?
Aż tak źle wygląda pańska sytuacja w klubie?
Jutro NEC gra mecz. Na ławce są nawet juniorzy, a ja nie.
Z czego to wynika?
Jestem w dobrej formie, ale decydują względy pozasportowe.
Za dużo pan zarabia i klub chce pana zmusić do odejścia?
Jestem dość drogim zawodnikiem, ale jeśli ktoś chce na mnie wymóc zmianę klubu, to się zabiera do tego ze złej strony. W taki sposób trudno mi będzie znaleźć klub, który jeszcze zapłaci za mnie ponad milion euro. Chyba nawet dzieci rozumieją, że jak się chce coś sprzedać, to najpierw trzeba wypromować...
Przez długi czas był pan ulubieńcem całego Nijmegen.
Kibice dalej są za mną, bardzo mnie szanują. A trenerzy... No cóż, dwóch mi ufało i wstawiało zawsze do składu, ja zdobywałem gole - łącznie 20 w lidze holenderskiej, czyli nie tak mało. Trzeci szkoleniowiec ma inną koncepcję... Druga sprawa, że mam za sobą fatalny sezon. Nic nie szło tak, jak powinno. Biję się w pierś.
Klub postawi na swoim i odejdzie pan już latem?
Mam kontrakt ważny jeszcze przez rok. Obecna sytuacja mi nie odpowiada, ale na siłę nie będę niczego robił.
Podobno interesował się panem Lech Poznań.
Nigdy nie mów nigdy. Ale na razie jest za wcześnie na powrót.
Za niski poziom jest u nas, za mało płacą?
Po prostu jeszcze nie ten etap kariery. A poziom w kraju jest niezły, zarobki proponowane przez najlepsze kluby są czasami wyższe niż w niektórych klubach w Holandii.
Chyba jednak nie do końca, bo żaden piłkarz w naszej lidze nie jeździ porsche carrerą...
Pewnie odstraszają ich dziurawe polskie drogi. Wielu piłkarzy stać na to, ale może nie lubią samochodów? Może wolą kasyna, albo bardzo drogie ciuchy?
Ja kocham motoryzację, więc sprawiłem sobie porsche.
To co teraz?
Marzy mi się Bundesliga, którą mieszkając blisko granicy emocjonowałem się od małego. Na razie spokojnie czekam. Przede wszystkim chcę mieć z piłki przyjemność. Ostatnio było z tym różnie, ale nie mam wątpliwości, że jeszcze wszystko przede mną.
Nie jest pan specjalnie załamany, jak na piłkarza odsyłanego na trybuny.
A z jakiego powodu mam płakać? Ludzie mają większe zmartwienia niż to, że raz w tygodniu nie mogą zagrać w piłkę. Mam zdrową córeczkę, żonę, mam z czego i dla kogo żyć. A piłka to tylko praca. Hobby trochę też, ale głównie praca. Mam się zamartwiać, że mnie szef nie lubi? Życie toczy się dalej. Mnie uśmiech z twarzy nie znika. Jak idę na trybuny, to też z uśmiechem. Przecież wszystkie stadiony są tu zadaszone, na głowę nie pada, a jak zrobi się zimno, to jeszcze włączają ogrzewanie.
Andrzej Niedzielan ma niepowtarzalną szansę pokazania się selekcjonerowi reprezentacji Polski. Leo Beenhakker jest w Holandii gdzie trenuje zespół Feyenoordu Rotterdam. Polski piłkarz ma jednak problemy w klubie i zamiast myśleć o dobrej grze chce zmienić ligę. "Chciałbym wyjechać do Niemiec" - mówi DZIENNIKOWI Niedzielan.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama