Podopieczni Macieja Bartoszka, którzy do stolicy Wielkopolski przyjechali osłabieni brakiem m.in. Tomasza Wróbla, Macieja Małkowskiego i Jacka Popka, dzielnie się bronili przez niemal cały mecz i wywieźli cenny punkt. I to oni spędzą Wielkanoc w lepszych nastrojach.

Reklama

Kolejorz chciał przerwać trwającą 13 lat serię bez wygranej nad bełchatowskim zespołem na własnym boisku w ekstraklasie. Poznaniacy pokonywali GKS w pierwszej (dawnej drugiej lidze), zwyciężali na wyjeździe, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej bełchatowianie na stadionie przy ul. Bułgarskiej ostatni raz przegrali w 1998 roku - 0:3.

Lechici rozpoczęli pojedynek z animuszem, już w pierwszym kwadransie stworzyli kilka składnych akcji, po których mogli objąć prowadzenie. Motorem napędowym gospodarzy był Semir Stilić, który inicjował większość ataków swojego zespołu. W szóstej minucie Bośniak uderzeniem zza pola karnego próbował zaskoczyć Łukasza Sapelę, ale bramkarz GKS wypiąstkował piłkę przed siebie. Wcześniej groźnie, lecz niecelnie strzelał Sergiej Kriwiec.

Gospodarze momentami zamykali rywali na ich własnej połowie, posiadali sporą przewagę, ale brakowało precyzji w wykończeniu akcji. Indywidualną akcją błysnął Grzegorz Wojtkowiak, który wykorzystał bierność defensorów zespołu gości, zagrał w pole bramkowe, ale Sapela zdążył zażegnać niebezpieczeństwo. Najlepszą szansę w pierwszej odsłonie miał Jacek Kiełb, który w dogodnej sytuacji strzelił w środek bramki i bramkarz gości nie miał problemów ze skuteczną interwencją.

Reklama

Bełchatowianie, początkowo skoncentrowani wyłącznie na grze defensywnej, dopiero po pół godzinie gry zaczęli odważniej atakować bramkę gospodarzy. W 32 minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Sawala, główkował w okolice okienka bramki Lecha, ale Wojtkowiak wyręczył Krzysztofa Kotorowskiego i wybił piłkę poza boisko. Goście próbowali swoich szans w kontratakach, ale ich tempo i dokładność pozostawiała wiele do życzenia.

Po zmianie stron poznaniacy jeszcze bardziej zepchnęli GKS do defensywy. Na bramkę gości sunął atak za atakiem, jednak piłkarzom Lecha wciąż brakowało dokładności. Przyjezdni nie tylko mieli kłopot z wyjściem z własnej połowy, ale także dłużej niż przez kilka sekund utrzymać się przy piłce. Sapela miał sporo pracy, czasami pomagało mu szczęście, gdy Rafał Murawski i wprowadzony w drugiej części spotkania Artjoms Rudnevs nieznacznie się mylili.

W 73 minucie pierwsza akcja bełchatowian w drugiej połowie mogła zakończyć się golem. Marcin Żewłakow niezbyt dokładnie przyjął piłkę w polu karnym gospodarzy i nie był w stanie oddać celnego strzału.

Reklama

Pięć minut przed zakończeniem meczu Rudnevs miał "piłkę meczową" - po podaniu od Jakuba Wilka, z sześciu metrów łotewski snajper praktycznie podał piłkę w ręce Sapeli.

Lech Poznań - PGE GKS Bełchatów 0:0
Żółta kartka - PGE GKS Bełchatów: Maciej Mysiak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock). Widzów 17 441.
Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Grzegorz Wojtkowiak, Hubert Wołąkiewicz, Manuel Arboleda, Luis Henriquez - Jacek Kiełb (59. Jakub Wilk), Rafał Murawski, Semir Stilic, Dimitrije Injac, Siergiej Kriwiec (77. Mateusz Możdżeń) - Vojo Ubiparip (54. Artjoms Rudnevs).
PGE GKS Bełchatów: Łukasz Sapela - Maciej Mysiak, Mate Lacic, Marcin Drzymont, Grzegorz Fonfara - Dawid Nowak, Grzegorz Baran, Paweł Komołow (78. Łukasz Bocian), Szymon Sawala, Mateusz Cetnarski (74. Marcus da Silva) - Marcin Żewłakow (88. Grzegorz Kuświk).