Bramki: 1:0 Tomasz Frankowski (52), 2:0 Tomasz Kupisz (64), 3:0 Tomasz Kupisz (76), 4:0 Tomasz Frankowski (85).

Żółta kartka - Jagiellonia Białystok: Alexis Norambuena. Korona Kielce: Paweł Sobolewski, Dirceu Da Silva, Andrzej Niedzielan.

Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice). Widzów 2 500.

Jagiellonia Białystok: Grzegorz Sandomierski - Alexis Norambuena, Robert Arzumanjan, Andrius Skerla, Luka Pejovic - Tomasz Kupisz, Rafał Grzyb, Hermes (69. Maciej Makuszewski), Jarosław Lato (72. Mladen Kascelan) - Marcin Burkhardt (83. Michał Steć), Tomasz Frankowski.

Reklama

Korona Kielce: Grzegorz Szamotulski - Piotr Malarczyk, Pavol Stano, Hernani, Jacek Markiewicz (67. Dirceu Da Silva) - Maciej Korzym (59. Sander Puri), Vlastimir Jovanovic, Grzegorz Lech, Paweł Sobolewski - Edi Andradina (55. Maciej Tataj), Andrzej Niedzielan.

Aby wrócić na pozycję wicelidera, Jagiellonia musiała wygrać. Goście w poprzedniej kolejce zapewnili sobie pozostanie w ekstraklasie, więc w Białymstoku głównie się bronili i czekali na kontry.

Już po kwadransie gospodarze powinni prowadzić. W 14. minucie po faulu Pavola Stano na Tomaszu Kupiszu sędzia wskazał na rzut karny, ale egzekwujący go Marcin Burkhardt przestrzelił. Pięć minut później Korona miała jedyną dobrą w tym meczu sytuację. Po świetnym prostopadłym zagraniu Grzegorza Lecha Maciej Korzym przegrał pojedynek sam na sam z Grzegorzem Sandomierskim.

Reklama



W 24. minucie znowu Burkhardt był niechlubnym bohaterem dobrej akcji Jagiellonii. Po dośrodkowaniu na linię "szesnastki" przez Rafała Grzyba uderzył piłkę płasko, ale przestrzelił. W 29. minucie po rzucie rożnym Ormianin Robert Arzumanjan trafił w poprzeczkę. Potem piłkarze grali głównie w środku pola albo niecelnie strzelali i gdy schodzili do szatni na przerwę pożegnały ich gwizdy.

Być może to dodatkowo zmotywowało gospodarzy, bo od początku drugiej połowy atakowali. Przełamać obronę Korony udało im się w 52. minucie. Burkhardt zagrał na lewe skrzydło do Czarnogórca Luki Pejovica, ten z pierwszej piłki dośrodkował, a Tomasz Frankowski, w swoim stylu, czyli z kilku metrów pokonał Grzegorza Szamotulskiego.

To był przełomowy moment meczu. Po raz pierwszy było słychać głośny doping kibiców, których część nie weszła na stadion z powodu zamknięcia kilku sektorów i przez cały mecz stała za ogrodzeniem.

Co prawda w 56. minucie Frankowski nie trafił z kilku metrów do pustej bramki, ale potem było już ze skutecznością "Jagi" dużo lepiej.

W 64. minucie "Franek" dośrodkował z rzutu rożnego, Jarosław Lato uderzył głową, a piłkę odbitą przez Szamotulskiego dobił Kupisz. W 76. minucie kolejna świetna akcja gospodarzy: Burkhardt do Frankowskiego, ten z pierwszej piłki prostopadle do Kupisza, który wbiegł między obrońców i zdobył kolejnego gola. W 85. minucie wyraźnie zrezygnowani obrońcy Korony pozwolili jeszcze, by Frankowski dobił piłkę po kolejnej obronie Szamotulskiego, tym razem po strzale Michała Stecia.