"Żyleta" musi sobie radzić bez "Starucha"

Nowy sezon polskiej Ekstraklasy rozkręcił się na dobre. Piłkarze rozegrali już 10. kolejkę. Na meczach Legii Warszawa na liście obecności próżno szukać jednego z najbardziej rozpoznawalnych jej kibiców. Dopingu przy Łazienkowskiej na słynnej "Żylecie" i spotkaniach wyjazdowych nie prowadzi "Staruch". Gniazdowy warszawskiego zespołu nie pojawia się na meczach.

Jak się okazuje "Starucha" czeka dłuższy rozbrat z trybunami. Mężczyzna w mediach społecznościowych sam podał przyczynę swojej absencji oraz wyjaśnił, czym jest ona spowodowana.

"Staruch" dostał dwuletni zakaz stadionowy. Wyrok jest prawomocny. Legionista będzie się odwoływał od niego, ale o korzystne dla niego rozwiązanie sprawy nie będzie łatwo.

"Staruch" kpi z polskiej praworządności

"Staruch" w internecie wyjaśni przyczyny swojego zniknięcia z trybun.

Reklama

Wszystkich zmartwionych moją nieobecnością informuję, że po 21 latach prowadzenia dopingu na Legii nie postanowiłem nagle zająć się badaniami nad populacją górówki sudeckiej ani nie osiedliłem się w dorzeczu Limpopo. Powód mojej nieobecności jest-niestety-bardziej prozaiczny. Dostałem w prezencie od sądu w Lublinie 2 lata zakazu stadionowego za “przebywanie w miejscu nieprzeznaczonym dla publiczności”. Nie biegałem wprawdzie po dachu i nie siedziałem w trakcie meczu na poprzeczce od bramki wesoło przebierając nogami, ale zrobiłem coś znacznie gorszego-podobnie jak przez poprzednie 21 lat stałem na płocie i prowadziłem doping.

Powiało latami 2010-12? Odrobinkę. Niby nie powinienem czuć się zaskoczony, bo nie jest to zgoła inna sprawa niż te, które we wspomnianych przeze mnie czasach mialem w Krakowie, Grudziądzu, Bielsku-Białej i gdzieś tam jeszcze w kilku innych miejscach (paru milicjantów pewnie do dziś żałuje, że te sprawy nie skończyły się zakazami i nie dostali w nagrodę dodatku służbowego na herbatę granulowaną i 300 gram baleronu).

Reklama

A jednak jest parę rzeczy, które w tej sprawie zaskakują.

Po pierwsze: nauczony doświadczeniem z tamtych spraw zawsze staram się, by lokalny dyrektor do spraw bezpieczeństwa był poinformowany, że będę gdzieś tam wisiał na płocie i darł gębę. Nie inaczej było i tym razem-miałem nawet od działu bezpieczeństwa Motoru identyfikator pozwalający mi przebywać na płocie (a nawet na płycie, gdybym chciał), który możecie zobaczyć na zdjęciu.

Po drugie: w naszym pięknym kraju, gdzie sprawa o kradzież majonezu i snickersa ze sklepu trwa około 11 lat, w moim przypadku wydanie prawomocnego wyroku zajmuje sądowi 3 miesiące. To pewnie dlatego, że teraz jest praworządnie, więc hej, brygada, uśmiechnijcie się!

Po trzecie: jak widzicie na zdjęciu, mój wyrok sąd raczył skopiować z jakiegoś innego, gdzie występowało kilku obwinionych. Ciekawe czy przeczytał w ogóle akta i dobrnął do fotokopii mojego identyfikatora z tego meczu?

Po czwarte: sąd powinien określić zasięg terytorialny zakazu. Jak widzicie, wobec mnie sąd orzekł po prostu 2 lata zakazu wstępu na imprezę masową. Którą? Chyba chodzi o koncert Beaty Kozidrak w Krasnymstawie.

Złożyłem zażalenie na tą decyzję sądu. To ostatnia rzecz, którą mogę zrobić w tej sprawie. Pozostaje mi wierzyć w to, że ktoś w tej sprawie zajrzy do akt i pójdzie po rozum do głowy. Piszę Wam to wszystko nie po to, żeby się żalić. Nie jestem jedynym prowadzącym doping w Polsce, któremu milicyjne świnie zakładają takie lub podobne sprawy i to właśnie jest clou problemu. A ja? Nawet jeśli nic się nie zmieni, to spotkamy się na trybunach za dwa lata. Ja będę tam, gdzie powinienem być i Wy również macie być na swoim miejscu, w komplecie.

Nawet jeśli czasem myślałem, że może jestem za stary, że 42 lata, z czego połowa spędzona na gnieździe, to być może już za dużo, to takie sytuacje jak ta motywują, by robić to dalej. Do siedemdziesiątki, lub pierwszego wylewu ;) Przy okazji-dziękuję Motorowi. Zrobili w tej sprawie więcej niż powinni - napisał w mediach społecznościowych "Staruch".

"Staruch" osiem miesięcy spędził za kratami

Przypomnijmy, że to nie pierwsze kłopoty "Starucha". Dziesięć lat temu został skazany za uderzenie w twarz Jakuba Rzeźniczaka, który grał wówczas w Legii. Ponadto spędził 8 miesięcy w areszcie, a zarzuty dotyczyły m.in. handlu amfetaminą.