"La Gazzetta dello Sport" podkreśla: To była niekończąca się batalia, być może najdłuższy w ogóle finał; wyzwanie, które nie miało końca, złożone z pojedynków i rewanżu.
To gigantyczne rozczarowanie - przyznaje dziennik.
Zauważa, że to szczególnie trudna porażka dla trenera rzymian Jose Mourinho, który przegrał pierwszy europejski finał po pięciu triumfach z rzędu z innymi klubami.
Niebo nad Budapesztem jest biało-czerwone, a nie żółto-czerwone, jak marzył trener Mourinho i jego drużyna - zaznacza agencja Ansa w relacji z meczu. Dodaje, że noc ze środy na czwartek nie kończyła się, a potem okazała się "przeklęta".
Odnotowuje, że przy stanie 1:1 piłkę mieli niemal zawsze pod swoimi stopami piłkarze z Andaluzji.
Sprawozdawcy przyznali, że serce pękało na widok Paulo Dybali, który siedział na murawie i płakał, pocieszany przez wszystkich.
Przeklęte rzuty karne. Po trzygodzinnej batalii, rozpoczętej w maju i zakończonej już w czerwcu, Roma się poddała - podkreśla dziennik "La Repubblica".
Stwierdza następnie: Siódme zwycięstwo Sevilli otwiera ranę, która będzie długo krwawić, bo taka przegrana, po takim pójściu naprzód, jest bolesna i nie do przyjęcia.
To była bardzo długa noc w Rzymie, w trakcie której do końca kibice marzyli o tym, by móc bawić się tak, jak niedawno fani Napoli po zdobyciu mistrzostwa Włoch.
Na Stadionie Olimpijskim w Rzymie mecz oglądało na telebimach 60 tysięcy kibiców Romy. Murawa została przykryta, by uniknąć ewentualnych szkód, gdyby doszło do wtargnięcia kibiców na boisko.
W Rzymie jak w Budapeszcie - tak klimat ten opisała Ansa. Kibice wpatrzeni w telebimy reagowali tak żywiołowo – na zmianę entuzjastycznie i pełni desperacji - jakby mecz rozgrywał się na ich stadionie.
W najbardziej spektakularny sposób miłość do klubu AS Roma wyraził wokalista znanego na całym świecie zespołu Maneskin - Damiano David. Zanim poleciał do stolicy Węgier na mecz ufarbował sobie włosy na żółto i czerwono, czyli w kolorach swojego klubu.
Dziesiątki tysięcy kibiców oglądało w Wiecznym Mieście mecz w barach i klubach; niemal wszystkie były zarezerwowane do ostatniego miejsca.
Tuż przed spotkaniem ulice miasta były sparaliżowane; w korkach stali ci, którzy jechali na stadion, na imprezy połączone z transmisją lub do domu. Potem ruch w stolicy Włoch niemal zamarł.
A po północy w rejonie stadionu słychać było okrzyki złości i rozżalenia. Rozłożyli naszych na łopatki - mówili kibice wychodząc ze stadionu.
Na rzymskich osiedlach zapanowała cisza.
Z Rzymu Sylwia Wysocka