Jastrzębski Węgiel: Grzegorz Łomacz, Paweł Abramow, Igor Yudin, Patryk Czarnowski, Sławomir Szczygieł, Sebastian Pęcherz, Paweł Rusek (libero) oraz Sławomir Master, Pedro Azenha, Wojciech Sobala.

Zaatakowani świńską grypą goście przylecieli do Polski w 9-osobowym składzie - zabrakło m.in. kolumbijskiego atakującego Libermana Cristhofera Agameza Urangi, a już w Jastrzębiu rozchorował się ich kapitan Sotiros Pantaleon i w przedmeczową noc pojechał do szpitala. W drużynie greckiej wystąpił były gracz Jastrzębskiego Węgla Guillaume Samica, powitany przez działaczy gospodarzy kwiatami.

Reklama

W zespole z Jastrzębia zabrakło natomiast kontuzjowanego Benjamina Hardy'ego. Naprzeciw siebie stanęli dwaj rozgrywający reprezentacji Polski - Grzegorz Łomacz (Jastrzębski) i Paweł Zagumny (Panathinaikos).

Trudno mówić o atucie własnego boiska w przypadku jastrzębian, bowiem mecze Ligi Mistrzów rozgrywają na lodowisku, przystosowanym do siatkówki. Jednak jest to zdecydowanie większy obiekt od niewielkiej hali klubowej.

Pierwszego seta zdecydowanie lepiej zaczęli Grecy. Prowadzili już 15:8 i wydawało się, że losy tej partii są przesądzone. Tymczasem podopieczni trenera Roberto Santilliego zaczęli odrabiać straty. Przewaga gości stopniała tylko do jednego punktu (22:21), jednak jastrzębianom nie udało się wyrównać.

Reklama

W drugim secie gospodarze "obudzili" się przy stanie 1:4. Szybko uporządkowali grę, wyszli na prowadzenie (12:7) i mimo pogoni rywali w końcówce (24:22) nie dali sobie odebrać wygranej. Trzeciego seta znów skuteczniej zaczęli ateńczycy. Gubili łatwo polski blok i prowadzili 5:1. Co prawda jastrzębianie wyrównali (5:5), później jednak stale musieli "gonić" wynik i w efekcie przegrali do 21.

Wydawało się, że w czwartym secie gospodarze osiągnęli swój normalny rytm gry, dzięki agresywniejszej zagrywce i skuteczniejszemu atakowi. Bardzo dobrą zmianę dał Brazylijczyk Pedro Azenha. Lepsza gra siatkarzy podziałała też ożywczo na kibiców ubranych w pomarańczowe (nowe barwy klubu) koszulki. Osłabieni personalnie Grecy ani myśleli jednak kapitulować. Mobilizowani przez Guillaume'a Samicę walczyli do końca. Potrzebowali czterech piłek meczowych, by wywieźć z Jastrzębia wygraną.

"Zagraliśmy na początku tego spotkania jak dzieci. Rozumiem nerwowość w Lidze Mistrzów, ale nie aż taką. Pozostaje mi przeprosić kibiców za ten mecz" - powiedział trener gospodarzy Roberto Santilli.