Noc z 10 na 11 lutego 2018 roku w Pjongczangu czuję w kościach do dziś. To były najzimniejsze igrzyska w historii, tymczasem konkursy skoków zaczynały się o 21.30 czasu koreańskiego. Wiatr przeszywał nas do szpiku, publiczność dawno uciekła z trybun. I tylko niedobitki dziennikarzy oczekiwały na zakończenie traumatycznego konkursu na skoczni normalnej.

Reklama

Stoch, Kubacki i Żyła protestowali w obronie trenera

Czterokrotny mistrz igrzysk Simon Ammann omal nie zamarzł, bo ze względu na silne podmuchy sędziowie kilka razy nakazywali mu zejść z belki. Wśród nas przy zeskoku marzła żona Kamila Stocha współpracująca z Eurosportem. Po pierwszej serii na czele klasyfikacji było dwóch skoczków zakopiańskiego klubu Eve-nement, który założyła po igrzyskach w Soczi. Na finiszu konkursu Ewa Bilan-Stoch powiedziała, że drugi w klasyfikacji Kamil oddałby złoto prowadzącemu Stefanowi Huli w dowód przyjaźni.

Reklama

Jak wiemy obaj Polacy lądowali w finale poza podium. Czy to prawda, że Stoch gotów był oddać Huli złoto olimpijskie? Już się nie dowiemy. Jedno jest pewne: kadra skoczków narciarskich to zgrana grupa. Za nimi tysiące wspólnych ćwiczeń, godzin spędzonych w podróży na zawody i startów, w których są przecież rywalami. I ani jednej wojny domowej.

Reklama

Kiedy kilka lat temu z kadry odchodził wściekły Jan Ziobro, miał żal do wszystkich poza kolegami. Kiedy przed rokiem w Planicy trzej mistrzowie świata Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki protestowali przeciw zwolnieniu trenera Doleżala, robili to razem.

A przecież przez lata było tak, że sukcesy odnosił wyłącznie Kamil Stoch. Koledzy nosili go na ramionach po złotym medalu mistrzostw świata w Val di Fiemme i dwóch złotach igrzysk w Soczi. Było czego zazdrościć Kamilowi, a jednak kumple z reprezentacji z godnością stali w cieniu. Każdy z nich świadomy, że wysokie loty Stocha są w jakimś stopniu dobrem wspólnym.

Stoch nie skorzystał z propozycji Tajnera

Kiedy w 2016 roku na kadrę skoczków spadł głęboki kryzys ówczesny prezes PZN Apoloniusz Tajner zaproponował Kamilowi, by stworzył własny team. Tak jak parę lat wcześniej Adam Małysz, który doszedł do wniosku, że choć Łukasz Kruczek to jego dobry kolega, to za dobry jak na trenera. Wystąpił z kadry, by podjąć pracę z legendarnym Finem Hannu Lepistoe. To była decyzja dobra dla wszystkich.

Stoch nie skorzystał jednak z propozycji Tajnera. On chciał być silny siłą grupy i swój cel osiągnął. Zastępujący Kruczka Stefan Horngacher złościł się nawet, gdy ustawicznie pytano go o Kamila. Przyjechałem do Polski zbudować najlepszą drużynę - mówił. I w 2017 roku w Lahti postawił na swoim.

Przyszedł czas, gdy Żyła i Kubacki doskoczyli do Stocha. I tym razem to Kamil miał rozliczne okazje, by nosić kolegów na ramionach po zwycięstwach. To bardzo wzruszający obrazek, do którego kibice skoków po prostu przywykli. Jak trzej muszkieterowie: wszyscy za jednego, jeden za wszystkich.

22-letnia Rajda już zakończyła karierę

Pamiętam mistrzostwa świata w Seefeld w 2019 roku i debiut na skoczni polskich dziewczyn. W mikście pojawiła się szansa na sukces osiągnięty z marszu. Polska była trzeci po pierwszej serii. Wydawało się wtedy, że skoki kobiece pójdą za męskimi. To były jednak pobożne życzenia naiwnych.

W Planicy 22-letnia Kinga Rajda zakończyła karierę. Po najlepszym wyniku skoczkini z Polski w mistrzostwach świata (23. pozycja). Rozżalona na PZN, skłócona z koleżanką z kadry Nicole Konderlą. W Seefeld cztery lata temu na 23. pozycji lądowała Kamila Karpiel. Ona też już nie skacze po konflikcie z poprzednim trenerem kadry Łukaszem Kruczkiem.

Prezes PZN Adam Małysz bywa wobec skoczkiń surowy. Powiedział kiedyś ironicznie, że aby skończyć karierę, trzeba ją w ogóle mieć. To oczywiste, że za stan kobiecych skoków w Polsce nie odpowiadają Rajda, Konderla, czy Karpiel. Nasze skoki kobiece są po prostu zaniedbane. Jeszcze do niedawna sam Małysz, a nawet Stoch powtarzali stereotyp, że skakanie na nartach jest dla dziewczyn zbyt niebezpieczne. To nie jest zresztą wymysł polski.

Kłótnie i konflikty w kadrze kobiet są nonsensem

Pod koniec lipca 2022 roku legendarny Toni Innauer wystosował list otwarty do FIS. Dyrektor sportowy ds. skoków narciarskich i kombinacji alpejskiej w Austriackim Związku Narciarskim zwrócił uwagę na "ważne argumenty biomechaniczne, medyczne i etyczno-moralne", które przemawiają przeciwko dopuszczeniu kobiet do lotów narciarskich na skoczniach mamucich. Trener norweskich skoczkiń Christian Meyer nazwał list Innauera „stekiem bzdur”. Jak widać dyskusja dotycząca specyfiki skoków pań toczy się na całym świecie i jest zacięta.

W Polsce przekonanie, że skoki są dla dziewczyn szkodliwe utrzymywało się dłużej niż w Słowenii, Niemczech, Austrii, Japonii i wielu innych krajach. Dopiero w sezonie 2013-2014 powołano w PZN pierwszy raz kadrę kobiet w skokach narciarskich. Wtedy, gdy Kamil Stoch sięgał po dwa złote medale igrzysk w Soczi.

Wiele dziewczyn zaczynało od skoków, ale potem zmieniały dyscyplinę, na przykład na narciarstwo alpejskie, czy snowboard, jak siostra Piotra Żyły Dorota. Trenerzy wiedzieli, że w skokach nasze dziewczyny nie mają szans na poważne starty. Dorota Żyła zaczęła uprawiać snowboard, gdzie dwa złamania nogi zakończyły jej karierę.

Skoczkinie nie mogą więc być tak mocne jak skoczkowie w Polsce. To byłoby wbrew logice. Co nie znaczy, że nie ma sensu pracować nad podnoszeniem ich poziomu i statusu. To także rola PZN. Adam Małysz powinien więc uważać z ironią. Prezes ma rozwiązywać problemy, a nie tylko surowo patrzeć na zawodniczki. Inna rzecz, że te kłótnie i konflikty w kadrze kobiet są nonsensem. Jeśli skoczkinie chcą być tam, gdzie są dziś skoczkowie, niech biorą z nich przykład. Inaczej długo jeszcze będą łatwym celem dla seksistów i hejterów.