Odniesienie zwycięstwa nad walecznym Schwartzmanem zajęło 117. w rankingu ATP van de Zandschulpowi cztery godziny i 20 minut. Argentyńczyk to ćwierćfinalista US Open z 2017 i 2019 roku. W poprzedniej edycji przegrał w tej imprezie mecz otwarcia.

Reklama

Dwoma poprzednimi kwalifikantami, którzy dotarli do "ósemki" na kortach kompleksu Flushing Meadows byli Francuz Nicolas Escude (1999) i Gilles Mueller z Luksemburga (2008).

Obecny sezon, w którym zaczął startować w turniejach ATP Tour zamiast - jak wcześniej - w challengerach ATP, jest dla prawie 26-letniego Holendra prawdziwym przełomem. Dopiero w nim udało mu się zadebiutować w głównej drabince wielkoszlemowych zmagań. Wystąpił w niej w każdej z czterech odsłon rywalizacji tej rangi, zaczynając od kwalifikacji. W Wimbledonie miał przy tym trochę szczęścia, bo dostał się do niej jako tzw. szczęśliwy przegrany.

Pokonał Hurkacza w Paryżu

Dotychczas jego najcenniejszym zwycięstwem było pokonanie w pierwszej rundzie French Open zajmującego wówczas 20. miejsce na światowej liście Huberta Hurkacza. Wówczas także wygrał pięciosetowy pojedynek, choć przegrał dwie pierwsze partie.

Van de Zandschulp dotychczas nigdy nie przeszedł w Wielkim Szlemie drugiej rundy. Teraz w Nowym Jorku był jednym z trzech kwalifikantów, którzy dotarli do 1/8 finału. Poprzednio w tym turnieju taka sytuacja miała miejsce w 1982 roku, a biorąc pod uwagę wszystkie zawody tej rangi we French Open 1995.

Schwartzman nie był pierwszym graczem ze światowej czołówki, który w tegorocznym US Open padł ofiarą Holendra. W drugiej rundzie odprawił on występującego z numerem ósmym Norwega Caspera Ruuda.

W ćwierćfinale czekać go będzie jednak bardzo trudne zadanie. Jego rywalem będzie wicelider światowego rankingu Daniił Miedwiediew. Rosjanin w niedzielę bardzo pewnie pokonał rozstawionego z "24" Brytyjczyka Daniela Evansa 6:3, 6:4, 6:3. Gracz z Moskwy po raz trzeci z rzędu dotarł do "ósemki" w Nowym Jorku bez straty seta. Dwa lata temu dotarł do finału, a w poprzednim sezonie do półfinału.