"To największy sukces w karierze Mameda. Zwycięstwo nad mistrzem prestiżowej federacji, i to w tak efektownym stylu ma swoją wymowę. W Japonii bardzo spodobała się ta walka. O naszym fighterze usłyszało wielu promotorów" – cieszy się Bońkowski.

Wszystkie portale trąbią o tym, że przyjechał "Terminator" z Polski i zniszczył Santiago. Człowiek nie sklasyfikowany w czołowej dziesiątce rankingu światowego, w dodatku debiutant pokonał 4. zawodnika globu. To tak, jakby przykładowo Legia pojechała na Camp Nou i ograła Barcelonę – dodaje Artur Przybysz, rzecznik federacji KSW, promującej Khalidova. "To wielki krok do przodu w karierze Mameda i szansa dla innych polskich fighterów. Może kolejnym zawodnikiem naszego teamu, który powalczy w Japonii będzie Maciek Górski" – zastanawia się Przybysz.

Reklama

Walka Khalidova z Santiago nie trwała nawet trzech minut. Po kilkudziesięciu sekundach wzajemnego rozpoznania akcja przeniosła się do parteru. Wydawało się, że urodzony w Groznem Polak jest w kłopotach. Leżał na plecach i bronił się przed atakami Brazylijczyka. Tak się przynajmniej wydawało. "Mamed cały czas stosował tzw. hammerfisty. Jednym z nich trafił Santiago w okolice ucha, a wiadomo, że takie uderzenia 'wyłączają prąd'" – opowiada Przybysz

"Mamed mówił mi, że to był przełomowy moment walki. Z reguły bije ten, który jest na górze, ale jemu udało się zaskoczyć rywala. Zamroczył go, potem wykręcił się, wyszedł na niego" – chwali Bońkowski, z którym Khalidov doskonali elementy zapasów i właśnie walkę w parterze. Za stójkę odpowiada Paweł Derlacz, który sekundował czeczeńskiemu wojownikowi w Tokio.

Reklama

Khalidov szybko dokończył dzieła. Na głowę leżącego Brazylijczyka posypała się lawina silnych uderzeń. Sędzia przerwał walkę.



"Po cichu liczyliśmy na to, że pojedynek nie potrwa długo, bo Mamed rzadko walczy więcej niż jedną rundę, ale nikt z nas nie przypuszczał, że pójdzie aż tak szybko i stosunkowo łatwo. Santiago przed walką był bardzo pewny siebie. Jednak nie miał pojęcia, jak niekonwencjonalny i nieprzewidywalny jest w parterze Mamed. Stosuje tzw. wkrętówki, dźwignie na stawy kolanowe. Na świecie mało kto używa tych chwytów, ale to jest styl Khalidova" – podkreśla Przybysz. "Najlepiej walkę podsumował komentator, który powiedział o Mamedzie: ten gość ma w ręku młot" – dodaje.

Reklama

Z pomocą Allaha

Przed pojedynkiem były pewne obawy o dyspozycję Khalidova. Czeczen z polskim paszportem ostatnio walczył w kategorii półciężkiej (do 93 kg), ale tym razem przyszło mu toczyć bój w wadze średniej (83 kg). "Pierwszy raz zbijał wagę, musiał zgubić 7 kg. Na szczęście udało mu się to bez problemu. Zrzucił zbędne kilogramy samym treningiem, bez odwadniania organizmu, które bardzo osłabia" – zdradza Bońkowski. Trener Khalidova właśnie w tej kategorii widzi przyszłość swojego zawodnika. "Pasuje mu ten limit" – uważa szkoleniowiec.

Innym problemem był skrócony z konieczności okres przygotowań. "Dowiedzieliśmy się o terminie walki z Santiago na 5 tygodni przed jej rozpoczęciem, nie było więc czasu na optymalne przygotowanie. Postawiliśmy na szybkość i dynamikę, i najwyraźniej zdało to egzamin" – cieszy się Bońkowski.

"Na dodatek z uwagi na ramadan Mamed przez miesiąc praktycznie nie trenował, ograniczając swoją aktywność jedynie do biegania. Do pełnego treningu wrócił na cztery tygodnie przed walką" – dodaje Przybysz. – On jest bardzo religijny. Po zakończeniu pojedynku jak zwykle dziękował Allahowi, mówił że to on sprawił, że Mamed wygrał. Przed walką był bardzo zrelaksowany, nie widać było po nim żadnego zdenerwowania. Być może dostał sygnał od Allaha. Dziękował też federacji KSW i trenerowi Bońkowskiemu. Krzyczał do kamery: "Szymon, słyszysz mnie? Dzięki!"

Po zejściu z ringu Khalidov odwiedził w szatni swojego rywala. "Podziękował mu za walkę, nie było między nimi żadnych urazów mentalnych" – opowiada Bońkowski.



Przez Tokio do USA

To była 24. walka Khalidova i 20. zwycięstwo (19. przed czasem). Polak jest niepokonany od czterech lat. W Tokio zarobił ok. 20 tys. dolarów.

"Choćby to było i dwa razy tyle, na pewno należało mu się. Żałujemy tylko, że to nie była walka o mistrzowski pas. Ale czekamy na propozycje, które na pewno się pojawią. Dzięki wygranej w Japonii Mamed stał się znany nie tylko w Europie. Przecież w swojej pierwszej walce w Japonii zmierzył się z mistrzem i go pobił" – mówi Przybysz.

Khalidov, który ma podpisany kontrakt z Sengoku na trzy walki, swój kolejny pojedynek może stoczyć już za półtora miesiąca. "Wstępnie organizatorzy zapowiadali, że jeśli Mamed wygra z Santiago to weźmie udział w sylwestrowej gali, która odbędzie się pod koniec grudnia. To najbardziej prestiżowa gala w roku" – mówi Bońkowski, który jest pewny, że jego zawodnik będzie w pełni gotowy do boju. "Przetrenowany na pewno nie jest" – twierdzi.

To jednak na razie nic pewnego. Zgodnie z umową z organizatorami Sengoku Khalidov nie może walczyć w żadnej innej azjatyckiej gali ani dla innej federacji poza KSW. "Na pewno będziemy chcieli, żeby kolejna walka w Tokio była już pojedynkiem o tytuł, albo przynajmniej eliminatorem do walki o pas. Jest jednak duża szansa, że Mamed pojawi się na turnieju Bellator w USA. Tego umowa z Japończykami mu nie broni. A jak pojawi się propozycja z UFC, to też ją rozważymy" – mówi Przybysz.

UFC, najbardziej prestiżowa i najlepiej płatna gala na świecie to marzenie każdego zawodnika MMA. "Niestety podpisując kontrakt z tą federacją Mamed stałby się niewolnikiem, bo oni oferują umowy na wyłączność. A nie jest wcale łatwo wcisnąć zawodnika do USA, zwłaszcza za dobre pieniądze. Dlatego wszystko trzeba dobrze rozważyć" – wyjaśnia rzecznik KSW.