„Frustruje mnie gra na tej nawierzchni - przyznała Iga Świątek dwa lata temu, po pierwszych treningach na trawie Wimbledonu. 20-letnia wtedy Polka przebiła się do IV rundy najbardziej prestiżowego turnieju na świecie, co dało jej awans na ósmą pozycję w rankingu WTA, najwyższą w karierze.

Reklama

W wyznanie o frustracji, którą przeżywa na trawie uwierzyło niewielu. Przecież trzy lata wcześniej, w lipcu 2018 roku wygrała Wimbledon wśród juniorek. Łukaszowi Kubotowi, który na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club osiągał życiowe sukcesy (ćwierćfinał w singlu, zwycięstwo w deblu), do dziś nie przechodzi przez gardło zdanie: „Iga nie umie grać na trawie”. Kubot uważa, że potrafi. Dostrzegł to właśnie pięć lat temu u niesamowitej 17-latki.

Trudna nawierzchnia

Iga ma w tej kwestii własne zdanie, poparte silnymi argumentami. Przed rokiem na trawie Wimbledonu Francuska Alize Cornet przerwała jej serię 37 kolejnych zwycięstw. To było już w III rundzie. W następnej Cornet pożegnała się z turniejem. Nieosiągalna dla rywalek na innych kortach Świątek, została zatrzymana na trawie. Wtedy wszyscy uwierzyliśmy w stwierdzenie Igi: „Brakuje mi narzędzi do gry na tej nawierzchni”.

Reklama

Przecież to oczywiste. Skoro Iga ma być „Nadalem w spódnicy”, w naturalny sposób musiała zostać królową kortów ziemnych. Hiszpan wygrał Wimbledon po raz pierwszy, gdy był już po czterech triumfach na Roland Garros. Świątek ma trzy. Trawy dopiero się uczy. To dla niej najbardziej nieprzyjazna nawierzchnia. Znacznie bardziej niż korty twarde. W Australian Open była w półfinale 2022, US Open wygrała przed rokiem.

Wimbledon to ma być dla Igi projekt rozłożony na lata. Tym trudniejszy, że sezon gry na kortach trawiastych jest ekstremalnie krótki: trzy tygodnie i po bólu. Przed ubiegłorocznym startem w Londynie Polka w ogóle nie zagrała na trawie. Pojechała z marszu, po Roland Garros. W tym sezonie zmieniła strategię. Wybrała się do Bad Hamburg. W Niemczech postanowiła oswoić wredną nawierzchnię, tyle, że trawa Wimbledonu jest inna. Wojciech Fibak zapewnia, że takiej nawierzchni jak w tam nie ma nigdzie indziej.

Reklama

Rozbudzone nadzieje

Mimo wszystko w Bad Hamburg można było zauważyć zmiany w technice gry Igi, które rozbudzają nadzieje przed Londynem.

W jednym z wywiadów w Niemczech Świątek przyznała, że jeśli chodzi o grę na trawie, polega na swoim trenerze. W 2012 roku Tomasz Wiktorowski doprowadził Agnieszkę Radwańską do finału Wimbledonu. „Liczę, że skorzystam z doświadczenia, które wtedy zdobył” - dodała Iga.

Wcześniej, po trzecim w karierze zwycięstwie Świątek w Roland Garros Wiktorowski mówił, że razem z liderką rankingu WTA dokonali korekt w sposobie jej gry forhendem. To najważniejsze i emblematyczne uderzenie Igi. Kiedy zdąży się do niego ustawić, wziąć potężny zamach, posyła piłkę z niesamowitą siłą i rotacją. Problem polega na tym, że na trawie jest to trudniejsze, bo gra jest zdecydowanie szybsza. Po zagraniach rywalek piłka odbija się niżej od śliskiej nawierzchni, bardziej płasko, więc czasu na poprawne ustawienie się jest mniej. Dlatego forhend musi być bardziej różnorodny, czasem grany sytuacyjnie, bez rotacji, a niekiedy z rotacją wsteczną.

Rezygnacja Igi Świątek z turnieju w Bad Homburg. Gorączka i zatrucie to był pretekst?

W Bad Homburg Iga próbowała tego typu zagrań. I udawało się to bardzo często. W I rundzie pokonała Tatjanę Marię, która przed rokiem była w półfinale Wimbledonu. Z kolejnymi dwoma rywalkami było tylko łatwiej. Widać było, że Iga oswaja niemiecką trawę. W półfinale zrezygnowała. Gorączka i zatrucie pokarmowe to był zapewne pretekst, by jak najszybciej przenieść się na Wimbledon. Czy z londyńską trawą Polka też sobie poradzi? Zmiany w technice gry wymagają czasu, są ryzykowne, ale w przypadku Igi wydają się konieczne. Jeśli chce wygrać najbardziej prestiżowy turniej na świecie.

Kilka miesięcy temu Iga rozmawiała sobie luźno z legendarną alpejką Mikaelą Shiffrin. Amerykanka powiedziała, że chętnie przyjedzie na jakiś mecz Igi. Zasugerowała, że mogłoby to być na Wimbledonie. Świątek odpowiedziała, że najlepiej niech się śpieszy i przybędzie na początek londyńskiego turnieju, bo potem może jej w nim nie być. Ma liderka rankingu WTA poczucie humoru i dystans do siebie. A może po prostu jest realistką?

Wojciech Fibak widzi sprawę tak. O ile w Roland Garros jest tylko kilka rywalek zdolnych rywalizować z Igą, na trawie Wimbledonu jest ich kilkanaście lub nawet powyżej dwudziestu. Z pewnością jedną z nich jest Jelena Rybakina, która wygrała w Londynie przed rokiem, ale od kilku tygodni walczy o powrót do zdrowia.

Kiedy w połowie maja Iga musiała poddać mecz z Rosjanką z Kazachstanu w ćwierćfinale rozgrywanego na mączce turnieju w Rzymie, nie było pewne, czy zdąży wyleczyć się na Ronald Garros. Udało się. Polka wygrała w Paryżu po raz trzeci, Rybakina z powodu ostrego wirusa poddała mecz w III rundzie. Tuż przed Wimbledonem okazało się, że wirus nie ustąpił i tenisistka z Kazachstanu zrezygnowała ze startu w Eastbourne. To dowód, że najlepsze zawodniczki świata walczą nie tylko z rywalkami, ale z presją, wyczerpaniem, kontuzjami.

W sumie nie byłaby to taka zła wiadomość, gdyby Iga zmierzyła się z Rybakiną na Wimbledonie, bo znaczyłoby to, że dotarła do finału. Także z wiceliderką rankingu WTA Aryną Sabalenką Polka może zagra dopiero w finale. Białorusinka przed rokiem nie została dopuszczona do turnieju w Londynie, ale dwa lata temu była w półfinale. Pokonała wtedy Rybakinę i Ons Jabeur, które rok później zmierzyły się w pojedynku o główne trofeum.

Oczywiście przewidywanie co się wydarzy w Wimbledonie nie ma większego sensu. Nikt nie przewidzi sensacji, którym gra na trawie sprzyja. Pochodząca z Polski niemiecka tenisistka Tatjana Maria przez całą karierę nie wystawiła nosa poza II rundę turnieju wielkoszlemowego. Przed rokiem, w wieku niemal 35 lat, dotarła do półfinału w Londynie. Stoczyła wtedy trzysetowy bój z Jabeur.

Życiowy wynik

Magda Linette była przed rokiem w II rundzie Wimbledonu, Magdalena Fręch w III. Dla drugiej z Polek to był życiowy wynik w Wielkim Szlemie. Jak będzie tym razem? Tegoroczny Australian Open jeszcze raz potwierdził, że polski tenis przeżywa chwile wzlotu. Linette była w półfinale, osiągając największy sukces w karierze.

Turniej pań będzie jednak w cieniu walki młodych z Novakiem Djokoviciem. Serb ma zamiar wyrównać rekord Rogera Federera, który Wimbledon wygrał osiem razy. Już jest tenisistą wszech czasów - wygrał 23 turnieje Wielkiego Szlema. Obydwa w tym roku: w Melbourne i Paryżu. Przed Roland Garros osiągał na kortach ceglastych słabe wyniki, ale potem nie miał sobie równych w najważniejszym turnieju na tej nawierzchni.

Niedawno numer 1 rankingu ATP odebrał mu Carlos Alcaraz, zwyciężając pierwszy w karierze turniej na trawie w Queen’s. Gdy spytano Hiszpana o Wimbledon, odpowiedział: „Tam będzie Novak”. 36-letni Serb jest takim gigantem kortów, że pod młodymi tenisistami uginają się nogi, gdy widzą go po drugiej stronie siatki. Jeśli nikt nie powstrzyma go w Wimbledonie, będzie miał szansę zdobyć klasycznego Wielkiego Szlema. Tego wyczynu nigdy nie dokonał, nie dokonał go nikt od czasów legendarnego Roda Lavera 54 lata temu. W 2021 roku Novak zatrzymał się na ostatniej przeszkodzie, przegrywając finał US Open Daniiłem Miedwiediewem.

Ja wypadnie Hubert Hurkacz? Dwa lata temu był w półfinale Wimbledonu, wyrównując osiągnięcie najlepszego z Polaków Jerzego Janowicza. Przed rokiem wygrał turniej na trawie w Halle i do Londynu jechał z wielkimi nadziejami. Odpadł już w I rundzie, przegrywając z Hiszpanem Alejandro Davidovichem Fokiną, który wcześniej nigdy nie przebrnął do II rundy Wimbledonu. Trawa All England Lawn Tennis and Croquet Club kryje wiele tajemnic.