"Takich wydarzeń gospodarze z reguły nie mogą zaliczyć do specjalnie udanych. Tak również było w naszym przypadku, kiedy na PGE Arenie Gdańsk zremisowaliśmy 1:1 z Cracovią. Mam też nadzieję, że we Wrocławiu będzie podobnie. Uważam, że jesteśmy w stanie w meczu ze Śląskiem wywalczyć trzy punkty. Dla wielu kibiców byłaby to spora niespodzianka, ale na pewno nie dla nas. Chcemy wrócić do domu w radosnych nastrojach" - dodał Bąk.
Po raz drugi z rzędu gdańszczanie grają z liderem T-Mobile Ekstraklasy. W poprzedniej kolejce biało-zieloni zmierzyli się na PGE Arenie Gdańsk z Lechem Poznań, który po remisie 0:0 stracił pierwsze miejsce w tabeli.
"Potrzebujemy punktów i generalnie nie patrzymy, z kim i gdzie przychodzi nam rywalizować. Zresztą lepiej nam się gra z zespołami teoretycznie silniejszymi. Tak było chociażby w spotkaniu z Wisłą, z którą wygraliśmy w Krakowie 1:0. Chcemy pokonać Śląsk, co nie oznacza, że będziemy nieustannie atakować. Musimy bowiem uważać na kontry wrocławian, bo oni w tym elemencie są niezwykle groźni. Zresztą piłka nożna podobna jest do boksu, czasami trzeba nacierać, ale są chwile, kiedy trzeba się bronić" - wyjaśnił 29-letni defensor.
Do zwycięstw potrzebne są gole, a Lechia prezentuje fatalną skuteczność. W 11 meczach gdańszczanie zdobyli zaledwie sześć bramek, co daje przeciętną niewiele ponad pół trafienia na spotkanie. Taką samą średnią ma jedynie ostatnia w tabeli Cracovia. W poprzednim sezonie na tym etapie rozgrywek biało-zieloni mieli na koncie 10 goli więcej. Zespół trenera Tomasza Kafarskiego nieźle radzi sobie natomiast w defensywie, o czym świadczy fakt, że stracił zaledwie siedem bramek.
"Gdybyśmy spisywali się w ataku tak dobrze jak w obronie, mielibyśmy zdecydowanie więcej strzelonych goli i zdobytych punktów. Wtedy o nasze miejsce w tabeli byłbym spokojny" - przyznał gdański szkoleniowiec.
"Bramkowy dorobek nie jest zbyt imponujący, ale nie potępiałbym naszych napastników w czambuł. Bronimy się i atakujemy całą drużyną, a nie tylko pojedynczymi zawodnikami. Na pewno nasza gra w obronie wygląda nieźle, bo w trzech ostatnich spotkaniach zachowaliśmy czyste konto. Na treningach widać jednak, że ze skutecznością jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że to był chwilowy dołek, z którego zaraz wyjdziemy" - ocenił Krzysztof Bąk.
Trener Kafarski wciąż ma spore problemy kadrowe. Wiadomo już, że w piątkowym spotkaniu we Wrocławiu nie zagrają kontuzjowani Ivans Lukjanovs i Mateusz Machaj, którzy zdobyli po jednej bramce. Niedługo operacja kolana czeka Aliaksandra Sazankowa. Na uraz narzeka również Marcin Pietrowski, który zapewnił trzy punkty w konfrontacji biało-zielonych w Lubinie z Zagłębiem.
Pietrowski, podobnie jak Łukasz Surma, któremu po spotkaniu z Lechem Poznań założono 10 szwów na rozciętą powiekę, znaleźli się w kadrze na mecz ze Śląskiem. Na Dolny Śląsk pojechał także przywrócony do pierwszego zespołu Brazylijczyk Deleu, który w "18" zastąpił Mateusza Łuczaka.
W Lechii czekają też na strzelenie pierwszego gola przez Abdou Traore, który w poprzednich rozgrywkach z dorobkiem 12 bramek został najlepszym zagranicznym snajperem T-Mobile Ekstraklasy.
"Ten sezon nie jest dla mnie specjalnie udany. Byłem bowiem kontuzjowany i nie wystąpiłem w kilku potyczkach. Teraz jestem już zdrowy i postaram się nadrobić te zaległości. Specjalnie się nie stresuję, bo sezon jest długi i mam czas, aby powtórzyć poprzednie osiągnięcie. Teraz wybieramy się do Wrocławia po trzy punkty. Śląsk jest liderem, gra ostatnio bardzo dobrze, ale wiem, że stać nas na pokonanie lidera" - stwierdził reprezentant Burkina Faso.
Ekscytująco zapowiada się w tym spotkaniu rywalizacja lidera Śląska, 29-letniego Sebastiana Mili z młodszym o 11 lat bramkarzem Lechii Wojciechem Pawłowskim, który nie dał się pokonać w trzech ostatnich meczach. Obaj wywodzą się z Bałtyku Koszalin i kiedy Mila wracał do rodzinnego miasta, czasami trenował z młodym golkiperem biało-zielonych.