Po jedenastu kolejkach T-Mobile Ekstraklasy PGE GKS z dorobkiem ośmiu punktów zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Przed kolejnymi meczami bardziej niż o własną dyspozycję gracze z Bełchatowa boją się jednak o formę arbitrów, którzy będą prowadzili te spotkania.
Osoby związane z bełchatowskim klubem jednym tchem wymieniają mecze tego sezonu, w których błędne, ich zdaniem, decyzje sędziów odbierały im punkty. Przypominają, że podczas spotkań z Lechem Poznań (0:3), Widzewem (0:0), Lechią Gdańsk (0:0) i Jagiellonią Białystok (0:1) arbitrzy nie reagowali m.in. na faule popełniane na zawodnikach PGE GKS w polu karnym rywali. Dodatkowo w tym ostatnim pojedynku uznano przeciwnikom gola zdobytego po spalonym.
"Gdyby nie te pomyłki, to mogliśmy mieć nawet siedem punktów więcej. Dawałoby to nam w tej chwili miejsce w środku, a nie na dole tabeli" - powiedział PAP prezes bełchatowskiego klubu Marcin Szymczyk.
Dodał, że patrząc na katastrofalne błędy sędziów popełniane w wielu meczach ekstraklasy należałoby się poważnie zastanowić nad tym, czy rodzimych arbitrów nie zastąpić sędziami zagranicznymi.
"Jeśli padnie taka propozycja, to ją poprzemy. Najchętniej widziałbym na naszym boiskach arbitrów z Niemiec" - wyjaśnił Szymczyk.
Problemami, jakie PGE GKS ma od dłuższego z sędziami szef klubu próbował już zainteresować władze PZPN. Na razie efekt jest taki, że po raz pierwszy w tym sezonie pojedynek z udziałem bełchatowskich piłkarzy poprowadzi Paweł Gil, jeden z nielicznych polskich arbitrów rozstrzygających również mecze w europejskich pucharach.
W PGE GKS mają nadzieję, że w przeciwieństwie do swoich kolegów 35-letni sędzia z Lublina nie popełni błędów i jego decyzje nie wypaczą wyniku sobotniego spotkania z KGHM Zagłebie.