W konfrontacji aktualnych mistrzów z wicemistrzami świata sprawdziło się stare siatkarskie powiedzenie, że jeśli nie wygrywa się w trzech setach prowadząc 2:0, to przegrywa się w pięciu. Po dwóch partiach zanosiło się na niespodziankę, jednak ostatecznie najlepsza drużyna świata wyszła z tarapatów i pokonała Kubańczyków.

Reklama

Brazylijczycy gładko przegrali pierwszą partię. Rywali zaskoczyli ich mocną zagrywką, a w ataku praktycznie nie do zatrzymania był Hernandez.

W drugim secie "Canarinhos" zagrali znacznie lepiej, jednak przy stanie 22:21 dla Kuby Lucas posłał najpierw z zagrywki piłkę w aut, a później dwa razy Max Vissotto został zablokowany po atakach ze skrzydła.

W trzeciej partii trener mistrzów świata Bernando Rezende zdecydował się dokonać kilku zmian - na rozegraniu wystawił swojego syna Bruno, na boisku pojawił się również legendarny już Giba. I w tym zestawieniu Brazylijczycy bez problemów wygrali seta, prowadząc na początku 8:3 i 12:6.

Czwarty set toczył się pod dyktando Kubańczyków, którzy wygrywali 10:7, 19:16, 23:20 oraz 24:22 po zablokowaniu Giby. Drużyna trenera Samuelsa Blackwooda miała aż sześć meczboli, jednak wicemistrzowie olimpijscy wytrzymali próbę nerwów i po ataku Lucasa zwyciężyli 30:28. W tie-breaku również okazali się lepsi, wygrywając 15:12.

W środę w Ergo Arenie odbędą się jeszcze dwa spotkania. W pierwszym meczu grupy E Argentyna zmierzy się z Włochami, a w ostatniej konfrontacji pierwszego dnia imprezy Polska zagra - o godz. 20 - z Bułgarią.